M(w)iejskie życie.

Dla tych, co tl;dr - #problemyświatazerowego, #życieniejestidealne

Czytam sobie bloga o Paryżu, tego oto. Żal mi ogromnie, że autorka praktycznie już nie pisze - bo rzadko zdarza się ktoś, kto z taką maestrią i lekkością potrafi odmalować rzeczywistość, w jakiej żyje - tak, że czuję, jakbym tam była.
Czytając, myślę o tym, czego mi w Szwajcarii brakuje - brakuje dlatego, że kraj jest po prostu... fizycznie mały. Brakuje mi tu otóż - miast. Miast z prawdziwego zdarzenia, wielkich; takich, w których można się zgubić, które poznaje się latami, w których życie zamiera dopiero w samym środku nocy albo nawet nigdy. Jestem dzieckiem miejskim - w mieście się urodziłam, w mieście wychowałam, w mieście spędziłam większość życia. Małe szwajcarskie miasta, miasteczka i wioski cenię sobie, owszem - jako urokliwe miejsca do spacerów; obrazki do fotografowania, z których z zapałem wyłuskuję pojedyncze elementy - barwne, fascynujące, czasami śmieszne. Uwielbiam je i mam do nich ogromny sentyment. Natomiast jako miejsce do życia, spędzania szarej codzienności - pracowo-zakupowo-złopogodowej... cóż, cenię sobie poczucie bycia w samym środku cywilizacji. Oraz anonimowość - zarówno moją własną, jak i mijanych ludzi. A także fascynujący konglomerat twarzy i strojów, jak na przykład w londyńskim metrze. Cenię, gdy w mieście jest międzynarodowe lotnisko, wybór spośród wielu kin, teatry, wystawy, opera; gdy pójście na zakupy oznacza możliwość wyboru spośród wielu dużych centrów handlowych albo setek małych sklepików oraz można na te zakupy pójść niezależnie od dnia tygodnia; gdy wsiadając w tramwaj, trolejbus, autobus czy metro - widzę wiele linii, co do których nie mam pojęcia, co czeka na przykład na ostatnim przystanku (swoją drogą, uwielbiałam tak zwiedzać moje rodzinne miasto, gdy byłam jeszcze nastolatką). Gdy, niezadowolona z usług lekarza czy manikiurzystki, mam możliwość wyboru pomiędzy dziesiątkami czy setkami innych. Gdy restauracje oferują wszystkie możliwe kuchnie świata. Gdy jakakolwiek rozrywka się zamarzy, jest w danym mieście dostępna. Gdy wreszcie późnymi wieczorami życie nie zamiera (tak jak tutaj, bo najpóźniej o północy zamyka się większość lokali) - ale ciągle tętni. Szwajcarskie miasta są bezpieczne, komfortowe, ładne - ale butikowe, "sypialniane"... małe. Za małe. (Największe z nich, Zurych, ma raptem niecałe 400 tys. mieszkańców). I gdybym mogła, bardzo chętnie przenosiłabym się na późną jesień, większość zimy i wczesną wiosnę do Paryża, Londynu czy Seulu... 




Komentarze

  1. Och... Dziękuję za miłe słowa (i komentarz)! Ale, hm... nie wiedziałam, że już nie piszę! No dobrze, tempo już nie to samo, to prawda, ale jakoś nigdy nie pomyślałam, że to skończone! Proszę nie stawiać na mnie kreski;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie stawiam kreski w żadnym razie! ;-) Po prostu jako wierna czytelniczka dopominam się o więcej notek, bo tak jedna na kilka miesięcy... to mało!...

      Usuń
  2. Po kilkunastu latach mieszkania w Warszawie i jej bliskiej okolicy poznałam Bazyleę i uznałam, że miasto tej wielkości jest dla mnie idealne :) Ma wszystko to, co miasto mieć powinno, a jednocześnie nie przytłacza. No ale ja dla odmiany wychowałam się w malutkim miasteczku, studiowałam w Białymstoku, potem pracowałam w Warszawie i chociaż doceniam szeroki wachlarz miejskich rozrywek, to nigdy się w nie jakoś szczególnie aktywnie nie włączałam. Dużo centrów handlowych, ale wszędzie te same sklepy, dużo multipleksów, ale wszędzie te same filmy [a ja i tak wolę chyba oglądać filmy w domu], do klubów nie chadzałam, słaba jestem w miejskim życiu ;) Duże miasta doceniam za to, że tam prędzej niż w małych organizują się ciekawe wydarzenia, w moim przypadku - koncerty czy wystawy. Ale tutaj trafiłam w miejsce, gdzie zaraz obok jest bodaj czy nie jedyny klub z koncertami metalowymi w Szwajcarii :D I brakuje mi tylko kilku hipermarketów, jak Auchan czy Decathlon, żebym była całkiem zadowolona ;)
    Z drugiej strony bardzo mnie zdziwiło, że w Szwajcarii nie ma miast/aglomeracji wielkości Warszawy. Ani jednego. Myślałam, że może Zurych jest podobny, ale gdzie tam 8-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też przeniosłam się z Warszawy i nie daję sobie rady w Szwajcarii.

    Dla mnie za małe są te miasteczka (a raczej wioski). Nie mogę wyjść do parku, ani na lody, bo tego po prostu nie ma. 10 000 mieszkańców, obok drugie miasteczko, ale żadnej kawiarenki czy skwerku. To chyba tak tradycyjnie w Szwajcarii, żadnych przyjemności, tylko siedzenie w domu. Nie mam gdzie umówić się z koleżanką, bo nic tu nie ma. Spacer tylko po ulicach.

    Ale w Polsce nawet małe miasteczka mają albo rynek, albo jakiś park, fontanna czy ławki. Zawsze znajdzie się jakieś miejsce relaksu. W Szwajcarii nie. Zamiast fontann są gdzieniegdzie koryta z lejącą się wodą, dla krów. Tak, w mieście. Wszystko jest szaro-bure i nieciekawe. A pod blokiem pasą się barany. W Polsce nie do pomyślenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Beata Ciekawa jestem, gdzie mieszkasz :) W Szwajcarii mało bywam w małych miasteczkach, zwykle na niedługie zwiedzanie albo przejazdem; te, które poznałam, mają z reguły jakieś swoje stare miasto z deptakiem albo rynkiem i paroma lokalami. Parki i skwery to rzeczywiście rzadkość, pewnie im tutaj niepotrzebne, bo przy domach są trawniki i ogródki, a miasto się kończy dwie ulice dalej i można sobie spacerować wśród zieleni. W miasteczku, gdzie pracuję, spotykam czasem ludzi przesiadujących na małym cmentarzu - zupełnie się im nie dziwię, najspokojniejsze miejsce w centrum, dużo drzew, cień latem, też bym przesiadywała. Koryta z wodą uwielbiam, też z nich piję - tzn. z kranów ;)
      Chyba bym nie chciała mieszkać w takim naprawdę małym mieście - już to przerobiłam, w Niemczech, niby wszystko było w zasięgu, ale bez samochodu trudno było stamtąd wygodnie wyjeżdżać. Bazylea odpowiada mi dużo bardziej, mogłabym też mieszkać w którymś z bliskich jej miasteczek. Ale gdzieś daleko od miasta, gdzie autobus dojeżdża raz na godzinę albo rzadziej, to jednak nie. W molochu wielkości Berlina lub Paryża też zdecydowanie nie.
      PS Na Ursynowie też mieszkałam, trochę na Północnym i później na Kabatach :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty