Coraz bliżej święta...

Gdy byłam małą dziewczynką, grudzień wydawał się wiecznością. Dni - odmierzanych o poranku zjadaniem czekoladki z kalendarza adwentowego, a wieczorem odebraniem naklejki na roratach - wydawała się być nieskończona liczba. Dziś ze wszystkich miesięcy w roku to właśnie grudzień mija mi najszybciej. 

świąteczny zuryski tramwaj, 2018

Na samym początku, czasami nawet w ostatnich dniach listopada, nastawiam ciasto na piernik staropolski według tego przepisu (swoją drogą, bloga serdecznie polecam - wszystkie przepisy skonstruowane są tak precyzyjnie, że nawet ktoś kto jak ja w kuchni zjawia się od święta, świetnie sobie poradzi). Co roku zachwycam się też jak dziecko przemianą chemiczną, która powoduje, że ze stanu ciekłego ciasto po kilku zaledwie tygodniach zmienia się w takie, które można rozwałkować i upiec. Na pieczenie pora przychodzi zawsze w okolicach 20-21 grudnia, bo upieczony i przełożony piernik musi około trzech dni poleżeć, zanim nada się do zjedzenia.


zdjęcia piernika nie umiem znaleźć, więc zamiast - choinka z jarmarku w Innsbrucku, 2018

W pierwszy lub drugi weekend grudnia spotkamy się całą, polsko-szwajcarską rodziną, by piec razem ciasteczka. Ten zwyczaj przyjęłam już w pierwszym roku związku. Bardzo go lubię! Zazwyczaj zapraszamy wszystkich do siebie i w tym roku też tak było. Jako że pogoda dopisała, po lunchu poszliśmy na spacer, żeby dzieciaki mogły poszaleć na placu zabaw (mamy kilka bardzo fajnych tuż obok) - a potem ze zdwojoną energią zabraliśmy się do roboty. Efekty czekają w puszkach - na święta. A na telefonie po raz kolejny sporo przywodzących miłe wspomnienia zdjęć: szczególnie całkowicie zaabsorbowanych siostrzeniczki i siostrzeńca. (Nawiasem mówiąc, siostrzeniec mówi już płynnie w Hochdeutschu, co oznacza, że nasze konwersacje weszły na nowy poziom!)


tak wyglądają gotowe Zimtsterne, czyli gwiazdki cynamonowe

W puszkach czekają też owoce pracy w mniejszym gronie - razem z mężem i rodzicami  podczas poprzednich i wcześniejszych weekendów dopełniamy zapasy ciasteczkowe, dbając, żeby było ich dość dużo i dla nas, i na rozdanie. Zazwyczaj pieczemy Brunsli (z tajnego przepisu mamy A.), najczęściej także Spitzbuben, Mailaenderli i Zimsterne. Czasem, specjalnie ze względu na tatę A., wypiekamy jeszcze Chraebeli (nikt inny z rodziny nie przepada specjalnie za anyżem).


a to są Spitzbuben

Grudzień to też dla mnie miesiąc intensywniejszych niż zwykle spotkań towarzyskich. Szczególnie dbam o to, żeby zobaczyć się z najbliższymi przyjaciółmi. Jeśli w przypadku niektórych to niemożliwe ze względu na odległość, wysyłam przesyłki czy kartki. Tych, którzy mieszkają w Szwajcarii, tradycyjnie obdarowuję wyżej wspomnianymi ciasteczkami. Zabieram też ciasteczka w formie dodatkowej podzięki, gdy idę np. na świąteczny mani- czy pedicure. Zanoszę je też kolegom i koleżankom z zespołu w pracy.


grudniowa Konstancja, 2019

Bo grudzień to oczywiście też czas pracowej Wigilii, a właściwie tu - pracowego spotkania towarzyskiego (bo nie ma tutaj tradycji dzielenia się opłatkiem itp.) W tym roku miałam okazję poznać m.in. żonę mojego szefa i męża bardzo przeze mnie lubianej (i jedynej zresztą w teamie) koleżanki - po raz kolejny sprawdza się stara prawda, że w 99% przypadków fajni ludzie mają fajne drugie połówki.


dekoracje w Innsbrucku, 2018

Grudzień to też dla mnie czas przeklikiwania się przez kalendarze adwentowe. Nie wiem, czy podobnie jest w Polsce, ale Szwajcaria - jak na tak mały kraj - bardzo ten zwyczaj hołubi: co roku kilkaset różnych organizacji i marek tworzy takie kalendarze na swoich stronach, umożliwiając użytkownikom lub klientom zdobywanie nowych informacji, branie udziału w różnych konkursach czy wreszcie - kupno czegoś w promocyjnej cenie. (Moje ulubione kalendarze marek w tym roku to Christ, Mollerus, Swarovski i Bruno Wickart, a poza tym FairTrade, Zueri Oberland i Schweizerische Wanderwege).


grudniowy Zurych, 2019

Kolejną tradycją grudniową (w węższym gronie: czyli moja mama, tata, A. i ja) jest zwiedzanie któregoś z zagranicznych jarmarków świątecznych. W minionych latach byliśmy parokrotnie w Strasbourgu, raz w Colmar, Konstancji, Stuttgarcie i Innsbrucku. W tym roku padło na Mediolan. Bardzo mi się podobało; szczególnie jestem zachwycona mediolańską katedrą. Pogoda dopisała! Podobnie jak zakupy: większość prezentów kupiliśmy właśnie tam. Co do grzanego wina - Włosi mają je ok, choć francuskie jest lepsze (najlepsze bezapelacyjnie jest szwajcarskie, a najgorsze - austriackie, brrr, nigdy więcej. Innsbruck zimą jest przepiękny, ale grzańca serdecznie odradzam!)


katedra w Mediolanie, 2019

Zwiedzamy też co roku jarmark bożonarodzeniowy w mieście zamieszkania - kiedyś była to więc Bazylea, potem Lucerna, a teraz Zürich. Ten ostatni wyróżnia się na tle pozostałych tzw. śpiewającą choinką - konstrukcją w kształcie choinki, na której śpiewa chór dziecięcy. Bardzo lubię stać sobie w tej części jarmarku, sączyć grzańca i słuchać śpiewu dzieciaków. Wzruszająco. 

"śpiewająca choinka", 2019

Oczywistościami grudniowymi są też oczywiście wielkie sprzątanie, kupno choinki (w gospodarstwie podmiejskim; już stoi ubrana - a że rodzice na moją prośbę przywieźli ozdoby z czasów mojego dzieciństwa, tym samym niektóre z bombek są starsze ode mnie!), zamówienie karpia (Szwajcarzy nie przepadają za tą rybą, można więc albo kupić ją w Niemczech albo zamówić z parudniowym wyprzedzeniem z tutejszych hodowli) i świąteczne zakupy (w tym roku w Konstancji, więc zajrzeliśmy przelotnie i na tamtejszy jarmark, ze względu na doskonałą pogodę). Opłatek w Szwajcarii kupić można w Polskiej Misji Katolickiej. No i pakowanie prezentów - ta pozycja jeszcze przede mną... 

jedna z części jarmarku w Zurychu, 2018

...a potem już przychodzi ten najpiękniejszy i najbardziej wzruszający wieczór w roku. Pięknych świąt! Dużo miłości - i czasu spędzonego w towarzystwie najukochańszych ludzi i zwierząt. Tak naprawdę przecież tylko to się liczy.

tegoroczna zuryska choinka

PS A jakie Wy macie grudniowe zwyczaje? Piszcie w komentarzach!







Komentarze

  1. My z ciastek to w zasadzie robimy tylko pierniczki, za to wieczorami lepimy sobie pierogi i uszka :) Dawniej lepiliśmy przy butelce wina, teraz pod stołem pałęta się mały ciekawski człowiek, co jakiś czas wspina się na kolana i bardzo próbuje ukraść odrobinę ciasta, farszu, albo podbiera foremki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Male dzieci mają jednak mnóstwo wspólnego z kotami :-D

      Usuń
  2. U mnie mniej rodzinnie, tylko ja, mój partner i kotek. Nie piekę ciastek, zamiast tego robię kutię i kupujemy mince pies. Za to spotkania towarzyskie (jak to zwykle bywa w Irlandii, ostro nakrapiane) trwają cały miesiąc, w pracy i poza. Nawet jeden z tutejszych kabaretów ma o tym skecz :D https://www.youtube.com/watch?v=rMRjHRvX1Bw Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Heeeej! �� Dostałaś mojego świątecznego mejla czy przepadł w SPAMie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty