Wszyscy jesteśmy zdenerwowani.

Wszyscy jesteśmy zdenerwowani.

Osoby, które są chore. Na koronawirusa. Lub nie, bo przecież epidemia nie powoduje zniknięcia innych chorób. Wciąż można mieć zawał serca, cukrzycę, stwardnienie rozsiane, raka i nieistniejący układ odpornościowy na skutek chemioterapii... i milion innych rzeczy. Można też być w ciąży.

Osoby, które mają kogoś bliskiego, kto zmarł. Osoby, które mają kogoś bliskiego, kto jest chory, kto jest starszy, kto jest w ciąży lub połogu... 

Ci, którzy na skutek epidemii stracili, tracą bądź martwią się, że stracą pracę, dochody, nie mają/nie będą mieli za co żyć. Ci, którzy byli bezrobotni już w momencie, gdy epidemia się zaczęła...

Ci, którzy siedzą zamknięci w domu z dziećmi, które - niezależnie jak bardzo ukochane - w sytuacji zamknięcia doprowadzają ich do białej gorączki... 

Osoby, które mają nieszczęście mieszkać razem z ludźmi toksycznymi, są w relacjach pełnych nienawiści czy przemocy fizycznej albo psychicznej - i które zwykle uciekają z domu np. do pracy, a teraz nie mogą tego zrobić...

Osoby, które potrzebują osobistego kontaktu z przyjaciółmi, ze znajomymi. Nie kontaktu internetowego, tylko tego realnego... 

Osoby samotne, które tęsknią za czyjąś fizyczną obecnością, za chodzeniem na randki...  

Ci, którzy planowali ślub, wesele, urodziny czy jakąkolwiek inną uroczystość. Ci, którzy planowali podróż poślubną albo wakacje, odwiedziny kogoś lub u kogoś, kogo od bardzo wielu lat nie widzieli...

Ci, których plany uległy gwałtownej zmianie, bo mieli bronić doktoratu, robić prawo jazdy, wydawać książkę, mieć sesję zdjęciową u jednego z najważniejszych nazwisk w świecie mody, startować w maratonie... 

Osoby, które utknęły z dala od domu, czasami w innym kraju, czasem nawet na innym kontynencie, nie wiedząc na jak długo, tracąc z tego powodu pracę lub nie mogąc zacząć nowej...

... i milion innych sytuacji, których nie ujęłam w powyższej wyliczance. 

Spędzam znów sporo czasu w mediach społecznościowych, na blogach, na portalach. Zaczynam dostrzegać wzbierającą falę społecznej niechęci, wzbudzanej zawiścią wobec tych, którzy "mają się lepiej". Bo że jakieś osoby, np. informatycy*, mogą pracować zdalnie. Bo że ktoś ma (jeszcze?) dochody. Bo że ten siedzi sam w domu, bo że ta nie siedzi sama w domu, bo...

Smutno mi, kiedy to czytam. I wiecie, myślę, że jest nam wystarczająco ciężko, bez dokładania sobie nawzajem. Dlatego proszę - skupmy się na tym, co mamy, a nie na tym, czego nam brakuje... i bądźmy dla siebie mili. Po prostu.     

...Kto wie, ile jeszcze zostało czasu.





  







*mogą, owszem, pytanie, ilu spośród tych zawistników zdaje sobie sprawę, jak trudne są studia informatyczne i ile trzeba poświęcić, by zdobyć np. dyplom dobrej politechniki? Jak wygląda codzienność w pracy w postaci rozwiązywania zawsze nowych problemów, z którymi nie miało się jeszcze nigdy do czynienia? Że ten zawód to de facto codzienna nauka i zaczynanie dnia od "wiem, że nic nie wiem"? Nieee, na tym się nikt nie skupia, za to wszyscy na tym, że "siedzi taki przy kompie i zarabia kupę kasy za nic!!1" Serio?...        

Komentarze

  1. Pierwszę słyszę o takim hejcie na informatyków, CTKJ. Durnie. I oraz wielu z nas na co dzień nie pracuje z domu, bo pracodawca im nie pozwala (dosłownie, nie ma żadnych innych przesłanek ku zmuszaniu ich do przychodzenia codziennie do biura). A swoją drogą to ciekawe, jak obecna plaga takie sytuacje bezlitośnie obnaża. Nagle się okazuje, że opcja zawsze była w zasięgu ręki. Może to też jest jakieś oblicze tego hejtu, bo manadżer uważa, że jak nie będzie cię miał na oku, to będziesz się obijać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może. Tam, gdzie to zobaczyłam (dwa różne miejsca), chodziło o to, że informatycy mają nie dość, że (jeszcze) pracę, to na dodatek zdalną i że w ogóle za dobrze nam. Ogromnie współczuję ludziom, którzy stracili dochody... ale dlaczego dla niektórych z nich wiąże się to z zawiścią wobec tych, którzy je wciąż mają?...

      Tak, w Szwajcarii niechęć pracodawców do pracy zdalnej była ogromna... a tu nagle się okazało, że można.

      Usuń
    2. Margotka, nie wiem, do czego A. się dokładnie odnosiła, ale w środowisku, z którego pochodzę (polska prowincja, rolnicy, pracownicy fizyczni najniższego szczebla, bezrobotni, itp.), "informatycy" (nie mam na myśli tzw. "panów od komputera" ale developerów itp) zawsze byli uważani za nierobów. Szczególnie pracujący z domu, z nienormowanym czasem pracy. W takim środowisku jesli nie wstajesz przed wschdem słońca i nie pracujesz fizycznie do wieczora, to jesteś siedzącym przed komputerem nierobem. Oczywiście uogólniam i nie każdy tak mysli, ale niestety spora część tamtego środowiska tak. No i oczywiście zawsze wielkie oburzenie, kiedy w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia nie chcesz naprawić komputera kuzynki szwagra siostry - kiedy inni siedzą przy stole, jedzą, piją, nic nie robią.

      Usuń
    3. Nie wiem, z jakiego środowiska są osoby, które to napisały, ale generalnie przypomniało mi to niektórych znajomych, którzy najpierw obijali się pięć lat w jakiejś Wyższej Szkole Gotowania Na Gazie, nie pracując oczywiście w trakcie, po czym zaczynali miauczeć, że jak toooo, dlaczego ci po informatyce tyle zarabiają i tak łatwo znajdują praaaacę, a oni nieeee, to niesprawiedliweeee.

      Usuń
    4. Pokłosie powszechnej w Polsce pogardy dla inżynierów i innych "ścisłowców" w ogóle, np. nazywanie nas technomłotkami i zakładanie, że mamy intelekt ograniczony do cyferek.

      Usuń
  2. oo, u mnie podobnie z pracą zdalną. nie ma najmniejszego realnego sensu siedzenia w biurze, ale jest przymus. tymczasem, gdy pracujemy zdalnie, nie dzieje się nic złego, projekty są dostarczane na czas, klienci zadowoleni. no ale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia mnie, jak będzie świat w tym aspekcie wyglądał po. Tłumaczenia, że się nie da, już nie będzie...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty