O feminizmie. O szowinizmie.

Miała być nowa notka. O feminizmie. O szowinizmie. Nie jestem pewna, czy mam na to siły, ale spróbuję. Najwyżej przerwę w połowie i nigdy jej nie przeczytacie. 

A dlaczego miałabym przerwać? Ano dlatego, że jestem zmęczona. Z roku na rok coraz bardziej. Zmęczona patriarchatem. 

Pewnie, mogłoby być gorzej, jak uwielbiają mawiać co poniektórzy na internetach (dziwnym trafem - głównie płci męskiej). Mogłoby, owszem, ale - skoro już porównujemy - to każda normalna istota ludzka pragnie równać w górę, nie w dół, nieprawdaż? Tak więc fakt, że u nas nikt masowo nie gwałci na ulicach, nie wprawia mnie w poczucie szczęścia, uznaję to za normę. A fakt, że są kraje, gdzie takie masowe gwałty się odbywają, napawa mnie głębokim smutkiem, a nie poczuciem, że „mam szczęście”. (Swoją drogą, zauważyliście, jak bardzo media nie lubią słowa „gwałt”? Uwielbiam czytać te piękne eufemizmy „wykorzystywał seksualnie nieletnią”. Wykorzystać to brzmi tak... bezpiecznie, prawda? Ot, nóż wykorzystuje się do krojenia chleba, szczoteczkę do zębów wykorzystuje się do mycia tychże... Jak zupełnie odmiennie i bardziej niewinnie brzmi to niż komunikat „gwałcił dziecko”. A przecież można epatować przemocą i brutalnością, wrzucać zdjęcia zakatowanych zwierząt, ale słowo „gwałt”... nieee, ono jest za mocne, lepiej go nie używać, lepiej pisać o „doprowadzeniu do czynności seksualnej” albo „odbyciu stosunku bez zgody”). 

Ale znowu tradycyjnie odchodzimy od meritum. A to meritum to ma być, rzecz jasna, notka o mnie, o moim zmęczeniu - bo to mój blog i najwyraźniej mój dzień, jako kobiety, więc. Wróćmy więc do zmęczenia. 

Wiecie, że bardzo wiele doskonale wykształconych kobiet opuszcza co roku rynek pracy? Wiecie, że dotyczy to bardzo dużego procenta kobiet w IT, że są dane statystyczne pokazujące, że po dekadzie wiele kobiet w IT ma po prostu dość? Myślicie, ze to dlatego, że jest za trudno i nie są w stanie sobie poradzić? Och nie, nie w tym rzecz. Po prostu odporność na szowinizm w przypadku człowieka płci żeńskiej w końcu osiąga granice. 

Wiecie, jak wygląda praca w tzw. środowisku zdominowanym przez mężczyzn, gdy jest się kobietą? Ogólnie rzecz biorąc, na ciągłym udowadnianiu. Na początek udowadniasz, że nie jesteś idiotką, która na niczym się nie zna i nie ma żadnej wiedzy. Ludzie płci męskiej są domyślnie uznawani za mających Wiedzę (ostatecznie między nogami mają drugi mózg... oh, wait...), jednakowoż babę trzeba przetestować. Sprawdzić dokładnie, czy aby na pewno zna każdy szczególik, czy aby na pewno rozumie wszystko lepiej niż pytający. Krótko mówiąc, musi udowodnić, że jest dwa razy lepsza od ludzi płci męskiej, żeby łaskawie przyznano jej posiadanie pewnej wartości. 

To na początku kariery, jak i na każdej rozmowie kwalifikacyjnej oraz w każdej nowej pracy. Z biegiem lat trzeba również tę dwukrotną lepszość udowadniać w kwestii nabytego doświadczenia zawodowego. Oczywiście, niezbędna jest także przy negocjacjach o płacę, podwyżkę czy awans... jednym słowem, żeby wspiąć się na dany szczyt, trzeba potu, krwi i łez, podczas gdy analogicznie uzdolniony i posiadający analogiczną wiedzę kolega na tenże transportowany jest helikopterem. (O drobiazgach w stylu wypytywania o plany prokreacyjne czy liczbę dzieci oraz kto się nimi zajmuje - bo przecież nieważne, że  mają również ojca, ale powinnaś, jako kobieta, Ty - nawet nie wspominam). 

Mężczyźni, by coś osiągnąć na polu zawodowym, muszą pokonać innych mężczyzn. Kobiety, by coś osiągnąć na polu zawodowym, muszą pokonać mężczyzn, inne kobiety oraz stereotypy i uprzedzenia. 

I tu wkraczamy prosto w kolejny problem. Czy ktokolwiek z Was zastanawiał się nad faktem jak bardzo męskocentryczne - rzekłabym nawet, stereotypowo męskocentryczne - jest środowisko pracy w takiej, powiedzmy, korporacji? Jakie właściwie zachowania tam odtwarzamy? Osobiście mam wrażenie, że stada goryli - gdzie młodsze samce starają się popisać i zasłużyć na uwagę samca stojącego w hierarchii wyżej. Dużo mówi się ostatnio o wadze kooperacji, współpracy - przynajmniej w obrębie teamu - promowane są jednak zachowania gorylopodobne. Chcesz awansować? Uderzaj hałaśliwie w swoją pierś, głośnym rykiem oznajmiając swoją wspaniałość, tak by na pewno dotarło to do starszych, decyzyjnych samców oraz wszystkich dookoła. Rób szum, pleć nawet i  bzdury, byle tylko Cię usłyszano... ach, nie, przepraszam, jeśli jesteś kobietą, bzdury nie ujdą Ci płazem. Każde, najdrobniejsze Twoje potknięcie zostanie zapamiętane i należycie wykorzystane później; strzeż się! 

Ale życie to, oczywiście, znacznie więcej niż tylko praca zawodowa. To również załatwianie tysięcy drobnych i mniejszych spraw. Jeśli masz szczęście, mieszkasz w kraju, gdzie możesz chodzić po ulicy, nie będąc nagabywana werbalnie czy obmacywana, gdy stoisz na przejściu, czekając, aż zmienią się światła. Ale nawet jeśli masz to szczęście, że kraj, w którym mieszkasz, jest na tyle cywilizowany, że nie narusza Twojej cielesnej godności i prywatności, to i tak również od czasu do czasu spada Ci na głowę dusząca, zakurzona materia tzw. szowinizmu aksamitnego. 

Idziesz na wizytę i lekarka traktuje Cię bez szacunku? Możesz mieć pewność, że jeśli na kolejną przyjdziesz z mężem, jej zachowanie diametralnie się zmieni, potem będzie już dla Ciebie słodka i uprzejma. (Ilu mężczyzn, swoją drogą, zastanawia się w ogóle nad faktem, jak bardzo zachowanie innych osób w stosunku do nich zmieniłoby się, gdyby byli kobietami?)

Dzwonisz na infolinię pewnej linii lotniczej. Mężczyzna po drugiej stronie nie jest co prawda zbyt lotny, za to Ty z pewnością użyłaś zbyt miłego tonu głosu, z czego zdajesz sobie sprawę, gdy doradza Ci dobrotliwie, abyś przed dokonaniem zmian w rezerwacji omówiła tę kwestię ze swoim mężem. 

Mężczyźni, starsi od Ciebie o co najmniej kilka lat, licytujący się na zarobki, traktujący Cię z pobłażliwą pogardą, bo przecież i tak nie liczysz się w tej konkurencji, nigdy z nimi nie wygrasz, nawet jeśli będziesz w tym samym wieku, z tym samym doświadczeniem zawodowym. 

Leki, nietestowane nigdy pod kątem kobiet. Samochody i ich bezpieczeństwo, nietestowane pod kątem kobiet. Droższe ubezpieczenie medyczne dla kobiet, bo przecież muszą chodzić do ginekologa, mogą zachodzić w ciążę, niech więc zapłacą więcej za fakt bycia kobietami. Różnica w płacach na tym samym stanowisku, dziwnym trafem zawsze - z wyjątkiem modelek - na korzyść mężczyzn. Traktowanie nowego ludzkiego pokolenia jako problemu, który przydarza się kobietom, więc niechże one się tym zajmują, po co jakaś systemowa pomoc. 

Przemoc wobec kobiet, na skutek której giną co roku na świecie miliony. Niemniej miliardy przeznacza się nie na walkę z tą właśnie codzienną, straszliwą przemocą, ale na walkę z terroryzmem, na skutek którego traci życie - w porównaniu - zaledwie kilka osób. 

I nawet pieprzony słownik w ajfonie, który - za każdym razem, gdy chcę użyć czasownika, jakiego wcześniej nie używam, uparcie sugeruje mi męską formę (a swoją drogą, skoro to nieważne, czy jest napisane w wersji męskiej czy żeńskiej, proponuję od dziś używać we wszelkiego rodzaju ankietach i formularzach wyłącznie formy żeńskiej, bo dlaczego nie? Skoro to nie ma znaczenia?) 

Rzygam tym. Przemocą otwartą, kpinami z gwałtu i molestowania, odbierania kobietom - jak ostatnio w Polsce - praw człowieka, praw do decydowania o sobie. I rzygam tą całą pobłażliwością, protekcjonalnością, mansplainingiem. Tym, że trzeba pilnować, cały czas pilnować, nieustająco zabiegać o swoje prawa, niestrudzenie walczyć - tylko dlatego, że jest się kobietą. Nie, nie chcę być mężczyzną, nigdy nie chciałam. Po prostu chcę domyślnie być traktowana z szacunkiem, uwagą, powagą, bez konieczności ciągłego zabiegania o to, bez konieczności ciągłej cholernej walki!

I tego nam - wszystkim kobietom - dziś życzę. Choć, dalibóg, nie wiem, kiedy - i czy w ogóle kiedyś - się spełni.

Komentarze

  1. Podpisuję się obiema rękami! Też mam już dość wszystkiego (pracy w IT też, ale nie wiem, czy to kwestia szowinizmu czy zwykłe niedopasowanie osobowości do tego typu zajęcia), kiedy jakiś gieroj usiłuje mi tłusamczyć (mansplain), po prostu każę mu spierdalać, bo udowadniać, że też jestem człowiekiem i należy mi się szacunek już nie mam ochoty. Tak a propos pracy w korpo, to biura też są zarządzane z myślą o mężczyznach, dlatego zawsze jest nam zimno w pracy.
    I mimo tych wszystkich negatywów, życzę Ci wszystkiego równościowego, 8. marca i każdego innego dnia :)
    PS. Jeszcze jedna branża, gdzie kobiety zarabiają więcej niż mężczyźni: aktorzy p*rno ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłusamczenie to od dziś moje ulubione nowe słowo, nie mam pojęcia, czemu do tej pory na nie się nie natknęłam! Bardzo Ci dziękuję!

      Usuń
    2. Dzięki i wzajemnie! A "tłusamczyć" to doskonałe słowo! <3

      Usuń
  2. Chętnie odpowiedziałabym coś więcej, ale nie wiem co. Powiedziałaś wszystko, co i we mnie buzuje, gotuje się, co mnie boli i uwiera. Wciąż podchodzę do tematu naiwnie i po prostu NIE ROZUMIEM. Czytam, szukam źródeł, poznaję autorytety, ale wciąż nie rozumiem – nie rozumiem, dlaczego nie jest normalnie. Dlaczego te podwójne standardy, skąd nierówności w zarobkach, ile razy będę musiała uważać na słowa i ton, by nie być uznana za histeryczkę, chociaż moje oburzenie jest uzasadnione, i kiedy w końcu mojego zawodowego autorytetu nie będzie przesłaniała spódnica czy kolor szminka. Jestem zła, zirytowana, wkurwiona wręcz. Razem z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ciężkie do zrozumienia - właśnie dlatego, że brak w tym jakiejkolwiek logiki... I jedyne, co pozostaje, to trzymać się razem. Ściskam!

      Usuń
  3. Niestety Szwajcaria jest mocno suboptymalnym krajem dla kobiet, które mają ambicje inne niż macierzyństwo. Po mieszkaniu we Francji przeżyliśmy szok kulturowy w tym aspekcie w Irlandii. Potem kolejny tutaj. Dalej to już chyba tylko bliski wschód...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że większość mechanizmów, jakie opisuję, choćby te w IT - nie uznaje żadnych granic państwowych. To nie w Szwajcarii jako takiej jest problem; zresztą tak się składa, że dziewczyny, których komentarze widzisz powyżej i które uskarżają się na to, co i ja - jedna z nich jest z Francji, a druga z Irlandii...
      Cały tzw. "zachodni świat cywilizowany" prezentuje podobne problemy. Oczywiście, kobietom we Francji czy Szwajcarii pod wieloma względami żyje się lepiej niż np. w Polsce - co nie zmienia faktu, że wciąż jest BARDZO dużo do zrobienia. I tylko sił brak, bo ileż można.

      Usuń
  4. Jak ja Cię rozumiem. Jak o tym nie myślę, to nie myślę, ale jak zacznę... Wszędzie to samo, czasem trudno o optymizm, że to się kiedyś zmieni. Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, lepiej o tym nie myśleć, ale czasem człowieka nachodzi i szlag trafia. Pozdrawiam również!

      Usuń
  5. Bardzo mi się podoba ta fotka. I - niestety- bardzo przemawia do mnie ten tekst.. Pamiętam jak na studiach (zdominowanych przez płeć męską, gdy próbowałam dyskutować z moim kolegami, zamykali mi usta dziwnym argumentem "jesteś zbyt emocjonalna, żeby z nami dyskutować". Byłam w lekkim szoku, bo z jednej strony zdawałam sobie sprawę z bycia emocjonalną, z drugiej przecież nie płakałam, nie wrzeszczałam na nich, nie robiłam niczego, co by pokazywało, że moje emocje utrudniają im dyskusję. Dopiero po latach doszłam do wniosku, że po prostu miałam dobre argumenty i dostęp do pewnych źródeł, do których oni dostępu nie mieli. Szkoda, że tak długo wierzyłam, że to moja "emocjonalność" uniemożliwiała dyskusję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda. I często niestety tak jest, że rzecz nie w argumentach, tylko w przyklejeniu łatki, tak jak tu, z "emocjonalnością". Co w ogóle znaczy - zbyt emocjonalna? A może to oni, nie mając dostępu do swoich emocji, nie nadawali się w żadnym razie na partnerów w dyskusji? Ech.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty