Notka nie o tym i o tamtym też nie.

Mam wielką chęć zrobić coś, czego na tym blogu jeszcze nie było, czyli napisać notkę nacechowaną społeczno-politycznie. Doświadczenie życiowe nie daje mi jednakowoż złudzeń, że 1/3 czytelników wykorzystałaby ją do wzmocnienia u siebie takich emocji, których być może akurat nie chciałabym wzmocnić, 1/3 odsądziłaby mnie od czci i wiary, zamiast próby zrozumienia lżąc grubymi słowy, a pozostali wystąpiliby z komentarzami, które u mnie z kolei spowodowałyby wzrost emocji, których być może nie chciałabym wzmacniać. Gdy zaś kurz po bitwie by opadł, okazałoby się, że ocalały li tylko niesmak i rozczarowanie. Więc może jednak nie, choć obserwacje okołonewsowe (a czytam ostatnio namiętnie wszystko od prawa do lewa, wierząc, że tylko to pozwala na zachowanie tej odrobiny obiektywizmu, ot, nie większej, niż przysłowiowa szczypta) sprawiają, że świerzbią mnie paluszki. 

No to może napiszę o czymś innym, w heroicznym akcie zaprzeczenia mojej niewypieralnej a bujnej polskości, czyli bezpardonowego poinformowania wszystkich wokół, co JA o tym myślę i dlaczego to JA mam rację. 

Leżę więc w ten cudowny (tfu) lipcowy wieczór w gorącej kąpieli i dumam. Jeśli bowiem komuś umknęło - informuję, że lato w Szwajcarii w tym roku wydzielane jest równie obficie, co (nie)świętej pamięci komunistyczne kartki na mięso. Z kością. 

Ale o czym to ja miałam, aha, o czym napiszemy, skoro nie o ropiejącej sytuacji polityczno-społecznej… (w tym miejscu mój tok myślowy zostaje przerwany przez wejście A., który - lustrując badawczo maseczkę i płatki żelowe na mojej twarzy - ocenia, że wyglądam jak Smerfetka; zaiste, kochające oko lepsze jest niż najbardziej nawet kryjące i zniekształcające filtry appek mediów społecznościowych! Mogę Wam w zaufaniu powiedzieć, że bardziej potwór z bagien niż Smerfetka, ale wracajmy do tematu - tego, którego wciąż nie ma). 

Przeglądam notki rozgrzebane i porzucone, nie, nie dziś, to mi nie pasuje, tamto też nie; kapryszę jak diwa przy wyborze sukni na wieczór rozdania nagród czy jakiejś innej gali; nie, tę prawie miałam na sobie pięć lat temu, w tamtej odpadł ze szwu płatek złota; co robić jak żyć, nic nie pasuje. 

Mogłabym Wam napisać, jak rozczarowujący stał się ostatnio rynek bikini, wszystko już było; a może to moja kolekcja nadmiernie urosła, a może to ja stałam się zbyt wymagająca; ach, gdzież są niegdysiejsze designy, radosna konsumpcja bez wyrzutów sumienia oraz lśnienia i połyskiwania luksusowe, gdzie? (Mój niegasnący optymizm szturcha mnie w tym momencie w ramię, nakazując, by z obowiązku kronikarskiego zeznać, że rynek sandałków ma się jednakowoż wciąż nie tak źle, jeszcze dycha i to nawet made in Europe!) 

Mogłabym też napisać, że nie, nie inwestujcie w złoto ni w kryptowaluty, nie zerkajcie w kierunku akcji ani obligacji, kupujcie maliny! Przy obecnych bowiem cenach niedługo maliny, maliny nosić będziem na białych (lub nie) czołach, malinami przyozdabiać płatki uszu i dekolty, ceny bowiem malin, a już szczególnie bio, szybują w tym samym kierunku, w którym udał się Voyager 1, a kto wie, kto wie, może już jutro go przegonią! (Ale dobre są, mlask. Maliny oczywiście, nie ceny). 

Mogłabym też Wam napisać, że trzynaście lat emigracji i zetknięcia z Wielkim Światem wciąż nie tłumi mojej głębokiej urazy, powstałej, gdy wiele lat temu okazało się, że oto w każdym kraju europejskim (i nie) rozmiary kołder i pościeli nie są bynajmniej identyczne, o nie, są jak gniazda ładowania sprzętu elektronicznego wszelakiej maści, jak odciski palców, jak mikrobiota jelitowa ssaka (swoją drogą, wiedzieliście, że podróżując, wzbogaca się tę ostatnią bardzo przykładnie i nosi w sobie żywe pamiątki aż po kres? A w sumie nawet po, ale tu już wypowiedzieć musiałby się raczej patolog sądowy). 

I w sumie pewnie jeszcze niejedno mogłabym Wam powiedzieć, ale ponieważ dwudziesta druga na zegarze - dobranoc. Udanego piątku! 







(Nie wiem, czym zilustrować, więc trochę ww. malin na gofrze białkowo-owsianym. Notabene, lepszym niż te białomączne; niedowiarków zapraszam na test!)

Komentarze

  1. Zniesę i politykę, i kontrowersje, dawaj. U nas maliny 10 zł/250g.

    OdpowiedzUsuń
  2. (To byłam ja, Zuzanka)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty