Czytanie 2025 - 99/n
„Z nurtem Amazonki. Pionierska wyprawa Piotra Chmielińskiego” J. Kane - czyli pierwszy na świecie spływ kajakiem od źródeł aż do ujścia Amazonki. Świetna, wciągająca: czyta się z zapartym tchem (a zarazem żalem, że świat przedstawiony już się zdążył tak zmienić w ciągu tych minionych czterdziestu lat). Bardzo plastycznie nakreślone obrazy; nie są pominięte też niesnaski między członkami wyprawy. Żywię po tej książce jeszcze większy szacunek do Piotra Chmielińskiego; szkoda, że ludzie tacy jak on zdarzają się tak rzadko. Zdecydowanie warto przeczytać.
„Pokój z widokiem. Lato 1939” M. Wilk - czyli turystyka w Polsce latem 1939 roku: częściowo to wspomnienia naocznych świadków, częściowo - opis zaczerpnięty ze źródeł typu gazety, dzienniki, itp. Wciąż nie do uwierzenia jest dla mnie, że - biorąc pod uwagę choćby prosty fakt, iż Polacy wydali na zbrojenia 6 mld, a Niemcy 200 (!) - ktokolwiek wierzył, że Polacy dadzą radę stawić opór Hitlerowi? Słynne propagandowe „nie oddamy ani guzika” natomiast najwyraźniej wciskano ludziom do głowy do ostatniej chwili - nawet gdy zarządzono „cichą” mobilizację, nawet 30 sierpnia polski rząd wciąż udawał, że wszystko jest w porządku… Wielu ludzi wierzyło, część nie; ale tak czy inaczej, dla wszystkich z nich to były ostatnie takie wakacje. Wakacje, na które padał cień, ale bawiono się przecież dobrze, a może nawet - paradoksalnie - tym lepiej? Oceńcie sami, bo warto poczytać.
„Cudowne lata” V. Perrin - troje przyjaciół, Francja lat osiemdziesiątych, od dzieciństwa poprzez dorosłość: poplątane losy, skomplikowane relacje. Czytało się to całkiem dobrze, ale nie pozostawiło we mnie żadnego trwałego śladu; dwa miesiące później z trudem sobie w ogóle przypominam tę książkę. Jak najbardziej można, ale nie trzeba.
„Śladami Stasia i Nel. Z Panem Biegankiem w Abisynii” M. Brandys - nie wiem, jak to trafiło na mojego Kindle’a? W każdym razie - Egipt opisywany dla dzieci i już zarazem nieistniejący, bo książka ma prawie 70 lat. Rozczarowujące i nagłe zakończenie, ale co zrobić, takie były czasy…
„Ząb Napoleona” A. Minkowski - książka, którą ostatni raz czytałam jako dziecko. Młodzież z lat osiemdziesiątych, zagadka kryminalna i pierwsze miłości. Można, ale jakieś to takie… nie zestarzało się najlepiej.
„Nim dojrzeją maliny” E. Kuzniecowa - odpowiednik Grocholi czy Perrin, tylko że miejscem akcji jest Ukraina, a nie Polska czy Francja. Trzy siostry i jedna babcia, perypetie uczuciowe i ogólnożyciowe. Można, ale w głowie nic po tym nie pozostaje.
„Motel Sun Down” S. St. James - mieszanka kryminału i horroru. Recepcjonistka w motelu na odludziu i jej niewyjaśnione zniknięcie; lata później jej siostrzenica próbuje rozwikłać zagadkę. Można, ale takie… niespecjalne.
„Dzisiaj narysujemy śmierć” W. Tochman - o rzezi w Rwandzie. To jest świetnie, rzeczowo, doskonale napisana książka - opowiadająca zarazem o rzeczach tak potwornych, że czytanie jej wyrządza krzywdę. Zareagowałam analogicznie jak wtedy, gdy - będąc nastolatką - czytałam po raz pierwszy literaturę obozową: a przypominam, że od tamtego momentu minęło bardzo wiele lat i niejedną drastyczną książkę o rozmaitych potwornościach miałam w ręku. A jednak nie taką jak ta. Jeśli naprawdę chcecie to przeczytać - róbcie to na własną odpowiedzialność. Nie jestem w stanie tej książki nikomu polecić - mimo że Tochman jest przejmująco dobrym reportażystą.
„Jak przeżyć w starożytnej Grecji” R. Garland - pop-naukowo o codzienności w starożytnej Grecji, głównie na przykładzie Aten. Ostatecznie można, choć dla mnie zbyt wiele nowych informacji tam nie było.
„Henryk Sienkiewicz jakiego nie znamy” K. Kartasiński - czyli krótka biografia Sienkiewicza, celebryty swoich czasów. Mam wrażenie, że trochę po łebkach; mało sycące, acz poprawne.
„Ostatni Żyd z Węgrowa. Wspomnienia ocalałego z Zagłady w Polsce” Sz. Bielawski - czyli o Holokauście oczami Szragi Fajwela z Węgrowa. Chyba nigdy dotąd nie czytałam żadnej książki, której autor potępiałby Polaków do tego stopnia: dużo w tej książce goryczy i ślepej niechęci, żeby nie rzec, że nienawiści… I o ile doskonale rozumiem kierowanie jej w kierunku sąsiadów-morderców, o tyle przenoszenie negatywnych emocji na cały naród, gdzie - jakby nie patrzeć - to właśnie także Polakom Szraga zawdzięcza ocalenie… wydaje mi się nieco niesprawiedliwe. Ale też i trudno wymagać obiektywizmu w takiej sytuacji, owszem.
„Josie Quinn 09 - Zmowa milczenia” L. Regan - czyli najnowszy tom z serii kryminałów o J. Quinn, które polecałam w zeszłej notce. Autorka trzyma poziom; nieustająco świetna lektura urlopowa/na odprężenie.
„Nie prosiliśmy o skrzydła” V. Diffenbaugh - współczesność, pogranicze USA i Meksyku; ładnie napisana historia o nielegalnej emigracji i niechcianym, za młodym macierzyństwie (oraz skomplikowaniu innych relacji międzyludzkich). Jak najbardziej można, bo choć przygnębiające, to i jakoś optymistyczne zarazem: i echa zostają w głowie.
„Moja wina, twoja wina” L. Moriarty - skomplikowana historia skomplikowanych więzi międzyludzkich, ocierająca się o kryminał. Najzwyczajniejszy w świecie sąsiedzki grill, podczas którego COŚ się stało. Pamiętam, że zmęczyło mnie czekanie na wyjaśnienie, co dokładnie się stało; zmęczyły mnie też relacje między bohaterami, jak i oni sami. Można, ale zdecydowanie nie trzeba.
„W osiemdziesiąt dni dookoła świata” J. Verne - czyli irytująco i skrajnie brytyjski gentleman Fogg w świecie, którego już dawno nie ma. Jako dziecku chyba mi się podobało, teraz - meh…
„Zanim się pojawiłeś” J. Moyes - Zwyczajna Dziewczyna dostaje robotę jako opiekunka Księcia z Bajki po wypadku: tetraplegika. Zakończenia nie zdradzę, na wypadek, gdyby ktoś jednak chciał przeczytać - ale nawet ono nie ratuje całości. To znaczy, chyba miało być wzruszająco, nie wiem; ale po co w ogóle to czytać?
„Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA” T. Noah - książka miała być „z poczuciem humoru”. Może i jest… ale niedbale wspomniane w niej potworne okrucieństwo wobec zwierząt i kobiet jakoś mi to poczucie humoru przesłania, żeby nie rzec, że niweluje. Co gorsze i najbardziej przerażające, sam autor pisze o tym w taki sposób, jakby to była normalność - co prowokuje mnie do pewnych konkretnych, bardzo niewesołych rozmyślań o różnicach kulturowych. Nie mogę polecić tej książki.
„Gomorra. Podróż po imperium kamorry” S. Roberto - odważny człowiek, który opisał działania mafii z Neapolu - wbrew pozorom działającej na połowie globu. Dzięki niemu udało się skazać kilkunastu mafiozów, ale zapłacił za to bardzo wysoką cenę: od momentu wydania książki (czyli 2006 roku) musi się ukrywać, bo kamorra zapowiedziała, że go zamorduje. Książka to świetna robota reporterska, chylę czoła! a zarazem lektura wysoce przygnębiająca, bo nie miałam wcześniej świadomości, jak wielka część biznesów globalnych należy do członków mafii. Bardzo polecam.
„Collette” V. Perrin - świeżo porzucona dla młodszej reżyserka otrzymuje wiadomość o śmierci ciotki… tyle że ciotka nie żyje od paru lat. Próbuje więc rozwikłać tę zagadkę i poradzić sobie zarazem z byciem porzuconą. Trochę to męczące, niektóre pomysły autorki są zdecydowanie przesadzone - i generalnie, to możecie sobie darować.
„Chwilowa anomalia. O chorobach współistniejących naszego świata“ T. Michniewicz - czyli Michniewicz wraz z grupą ekspertów analizuje problemy świata okołopandemicznego. Z przykrością stwierdzam (bo inne książki Michniewicza bardzo lubię!), że to po prostu bardzo dużo truizmów na temat złych aspektów współczesnej cywilizacji. Nic odkrywczego, przynajmniej dla mnie. Nie mogę polecić.
„Dziwne obrazki” Uketsu - japoński kryminał, całkiem to ciekawie napisane. Zagadkowa śmierć w górach i śledztwo w tej sprawie. Zakończenie dość niespodziewane. Dobra lektura na urlop.
„Z przyjemnością poczytam. 25 reportaży Dużego Formatu na poprawę nastroju” praca zbiorowa - nie po raz pierwszy stwierdzam, że dziennikarze Wyborczej i ja mamy bardzo odmienne postrzeganie tego, co jest pozytywne czy optymistyczne. W związku z tym, o ile te reportaże poczytać jak najbardziej można, o tyle nie szafowałabym tu określeniem “na poprawę nastroju”, zwłaszcza jeśli mowa o uchodźcach, śmierci, przemocy urozrywkowionej, chorych dzieciach, przemyśle narkotykowym czy polityce.
„Jej wszystkie życia” t. I i II K. Atkinson - pokazanie różnych wersji życia głównej bohaterki i jej bliskich, zależnie od drobiazgów - czyli efekt motyla w praktyce. Całkiem ciekawie to wyszło i dobrze się czyta, część druga oferuje zaskakujące zakończenie. W bonusie mnóstwo cytatów poetyckich. Akcja to Wielka Brytania przed II WŚ, w trakcie oraz po.
„Jackson Brodie 01 - zagadki przeszłości”
„Jackson Brodie 02 - przysługa”
„Jackson Brodie 03 - kiedy nadejdą dobre wieści?”
„Jackson Brodie 04 - o świcie wzięłam psa i poszłam”
„Jackson Brodie 05 - bezkresne niebo” K. Atkinson - seria kryminałów: Wielka Brytania, czasy obecne. dochodzenia byłego policjanta, spełniającego się w roli prywatnego detektywa; oczywiście okraszone tysiącem cytatów poetyckich (to jest najwyraźniej słabość Atkinson). Świetne na urlop albo po prostu dla odprężenia.
„Może nie, może tak” E. Nowacka - kolejny powrót do przeszłości. Można przypomnieć sobie, jak to było (dawno, dawno temu…) być nastolatką, przeżywającą pierwsze miłosne fascynacje. Jakim odległym wszechświatem się to wydaje - jakby przydarzyło się komuś innemu, w zupełnie innym życiu. Ładnie to jest napisane, acz wątpię, czy nadaje się dla dzisiejszych nastolatków - czasy zmieniły się dość drastycznie.
„Fortuna po polsku” L. Kostrzewski - czyli teoretycznie reportaż o tym, jak powstawały fortuny kilkorga bogatych Polaków. W praktyce jest to książka-laurka i darmowa reklama zarazem, napisana pod dyktando bohaterów reportaży - i to się czuje. Nie mogę polecić.
„Nie koniec, nie początek: powojenne wybory polskich Żydów" A. Bikont - interesujące, choć oczywiście raczej ponure kompendium o losach ocalałych Żydów po II WŚ. To nie pierwsza książka Bikont, którą czytam (ba, czytałam chyba wszystkie poprzednie, bo ją lubię i cenię), ale pierwsza, w której znalazłam spory zgrzyt - a mianowicie niezadowolenie autorki z faktu, że Herling-Grudziński nie opowiadał wszem wobec, że w myśl ustaw norymberskich został uznany za Żyda. Pochodził jednak z rodziny głęboko spolonizowanej i przede wszystkim czuł się Polakiem. Bikont najwyraźniej nie mieści się w głowie, że owszem, można mieć w sobie teoretycznie daną krew, ale najzwyczajniej w świecie nie uznawać tego za jakiś istotny fragment tożsamości. To, że ktoś (w tym wypadku Niemcy) uznawali to wówczas za takowy i że decydowało to zarazem o życiu i śmierci, postrzegał zapewne Herling-Grudziński jako absurd: tak samo jak ja uznawałabym za absurd, gdyby ktoś pragnął mnie zamordować dlatego, że jestem Niemką. Jestem bowiem przede wszystkim Polką i choć tak, teoretycznie też Niemką, ale czuję się nią w tak małym stopniu, że tylko żartuję czasem, iż moje upodobanie do dobrej organizacji i porządku to pewnie właśnie ta niemiecka krew ("Ordnung muss sein"). Ale to polski jest moim językiem ojczystym i wychowana zostałam w polskiej kulturze (oczywiście, z niemieckimi elementami, jako że jestem Górnoślązaczką - tak więc np. prezenty pod choinkę przynosiło mi Dzieciątko, a nie św. Mikołaj). Krytykę Bikont, że Herling-Grudziński powinien był przedstawiać się jako Żyd, odbieram, szczerze mówiąc, bardzo, ale to bardzo źle: jako rewers tej samej monety, na awersie której byli naziści: odgórne zmuszanie kogoś, żeby utożsamiał się z czymś, z czym się nie utożsamia, bo tak. A określanie przez nią z tej racji Herlinga-Grudzińskiego mianem antysemity uważam w najlepszym razie za absurdalne.
Bikont jest też niezadowolona, że o swojej żydowskości nie mówiło kilka innych osób, m.in. Lem. Cóż, mnie to nie dziwi. Zazwyczaj też nie opowiadam losowym napotkanym ludziom, że jestem częściowo Niemką - resentyment wobec Niemców jest bowiem do dzisiejszego dnia w Polsce dość spory; niektórzy mówią o tym wszem wobec, np. Pilipiuk. Ba, wyraźna jest nawet częsta niechęć (moim zdaniem podszyta zawiścią, mającą swoje korzenie w czasach komuny) "czystych" (doprawdy?) Polaków w stosunku do Górnoślązaków (wszak to ukryta opcja niemiecka!) Nie, nie boję się z racji ani nie wstydzę swojego pochodzenia, ale skoro jest to możliwa kwestia zapalna, to po cholerę ją poruszać; wystarczy w razie czego użyć jako filtra towarzyskiego i się od pewnych ludzi separować; to przecież relatywnie drobiazg. Natomiast Lem... Lem, przetrwawszy traumę Holokaustu, miał prawo się bać. Miał prawo być dogłębnie przerażony. I miał prawo w związku z tym przerażeniem robić to, co najbardziej było dla niego komfortowe - czyli swoje pochodzenie ukrywać. Tak, to bardzo smutne - natomiast zupełnie zrozumiałe. Dziwi mnie, że tego typu empatią najwyraźniej nie dysponuje autorka książki.
Inna kwestia, która mnie w książce Bikont zszokowała i oburzyła, to opowieść o traktowaniu ocaleńców w Izraelu. Czytałam już wcześniej ściskające serce informacje, że straumatyzowane ocalałe żydowskie dzieci, które kradły/chowały jedzenie pod poduszką, moczyły się w nocy itp., były niejednokrotnie przez izraelskich wychowawców w najlepszym razie wyśmiewane, a w najgorszym - karane. Tym razem dowiedziałam się, że ocaleńcom... zabraniano mówić w jidysz, jako w języku "przegranych i martwych" (!) Obwinianie ofiar poziom mistrzowski, nieprawdaż - analogicznie jak reakcje społeczeństwa japońskiego na ocalałych z Hiroshimy i Nagasaki, którzy również byli traktowani jako gorsi/sami sobie winni. I tak jak zmroziły mnie relacje odnośnie traktowania ocaleńców japońskich (w muzeum w Hiroshimie), tak i opisy traktowania ocaleńców żydowskich (w książce Bikont). Czytałam już wcześniej, że wielu z nich źle się czuło w Izraelu i szybko wyjechało znowu (głównie do obu Ameryk) - zupełnie się temu nie dziwię.
Bardzo interesujący jest też fragment o planach zemsty żydowskiej (małej grupki) na Niemcach. Uświadomiłam sobie wówczas, że nigdy wcześniej nie czytałam nic na ten temat. Zemsty na Niemcach przecież nie było, ba, nawet ze sprawiedliwą karą wyszło raczej kiepsko - oczywiście, podczas procesów norymberskich pokazowo ukarano wierchuszkę, wielu winnych niższego szczebla żyło sobie natomiast zwykłym wygodnym żyćkiem (np. wielu lekarzy, przeprowadzających w obozach eksperymenty na ludziach, otworzyło po wojnie normalne praktyki lekarskie...)
Komentarze
Prześlij komentarz