Czytanie - 157/n
Mało mam cierpliwości do czytania ostatnio; kilka książek wyleciało z Kindle'a od razu, gdy nie wciągnęły mnie po pierwszych paru stronach. Ciężko mi też ostatnio trafić na perełki; jak zresztą widzicie, dziś nic czerwonego. Zobaczymy, jak będzie w następnej notce.
Na czerwono to, co na pewno trzeba; niebiesko - to, co dostarczy rozrywki/interesującej/emocjonalnej lektury; kursywą to, co omijać:
Noęc ta P. Soukupova, "Zawsze jest ktoś". Młoda kobieta; dość udane małżeństwo; dwójka dzieci, posiadania których można raczej współczuć oraz dość koszmarni rodzice. Całą tę książkę można by streścić "o tym, do czego doprowadza wychowanie przez toksycznych rodziców, jeśli dana osoba nigdy nie przejdzie udanej terapii". Czyli - po raz kolejny ostatnio - bohaterka, której odrobinę współczujemy, a jednocześnie nas irytuje; a ta irytacja wywołuje znużenie oraz brzydką myśl "nie ma ofiar, są ochotnicy". Tak, przykro mi, że wychowała się w kiepskim domu - ale, na Boga, to osoba wykształcona i z dostępem do wystarczających środków, żeby w tym wieku, w którym jest, dawno już uporządkować pewne sprawy na terapii, zamiast powtarzać w kółko te same zachowania, poddawać się tej samej manipulacji, a co gorsza - niszczyć tym własne dzieci. Jednocześnie zaś będąc dla tych dzieci nadopiekuńczą i pozwalającą wchodzić sobie na głowę. Innymi słowy, helicopter parenting, niekonsekwencje wychowawcze i skutki tegoż po jednej stronie; sztywne reakcje, niezmienione od dzieciństwa, z drugiej; wszystko to gęsto podlane bezustannym - i całkowicie bezsensownym - poczuciem winy. (Tymczasem jedyne miejsce, gdzie to poczucie winy pojawić się powinno, to w stosunku do występujących w książce zwierząt; do nich jednak nasza bohaterka ma stosunek raczej nieodpowiedzialny, co bynajmniej nie zwiększyło mojej sympatii do niej). W tle śmierć matki i - tym samym - wdowieństwo ojca. Dobrze, że zakończenie choć w miarę, można powiedzieć z ulgą "Nnno, wreszcie!"
"Trzewia" A. Paduch - o dorastaniu w Polsce (a konkretnie w Słupsku i Gdańsku) w latach 90.: o sobie, rodzicach, dziadkach... Ta książka to właściwie takie króciutkie impresje autorki - pojedyncze wspomnienia, czasem fragmenty pamiętnika. Mam mieszane uczucia - czytało się to szybko, chwilami trochę boleśnie, chwilami współczująco... ale z drugiej strony: kilka tygodni później nic mi z tej książki w głowie nie pozostało. Jak najbardziej zatem można, ale nie trzeba.
"Ile trzeba zarabiać, żeby być szczęśliwym? Oraz 12 innych pytań o ekonomię i naszą przyszłość" K. Fejfer, Ł. Komuda - tytuł oczywiście tylko dla przyciągnięcia uwagi, nie jest to żaden głupawy poradnik amerykański, chłopaki natomiast piszą o szeroko pojętej ekonomii, ze szczególnym uwzględnieniem Polski: czyli o podatkach, klasie średniej, ZUS-ie, itp. Sporo rzeczy z sensem, choć w pewnych aspektach zdecydowanie ponosi ich hurraoptymizm. Jak najbardziej można.
"Łowca cieni" C. Grebe - kryminał. 1944 rok, zamordowana przez ukrzyżowanie kobieta... i pościg za mordercą poprzez kolejne dziesięciolecia, a w tle - zmieniająca się Szwecja. Zakończenie trochę naciągane, ale klimat jest i dobrze się to czytało, więc jak najbardziej można.
"Siedem lat później" E. Giffin - dość jak na Giffin poważnie, czyli obyczajówka o tzw. związkowym kryzysie siódmego roku (seventh year itch) w praktyce. Pozostałe jej książki są zazwyczaj bardzo lekkie, ta ma nieco większy ciężar gatunkowy: z grubsza jest o tym, że czasami nie ma dobrych rozwiązań. Jak najbardziej można, ale zupełnie nie trzeba.
"Obsesyjna miłość" E. Ferrante - pierwsza jej książka. O relacjach matki i córki; częściowo ponure, częściowo obrzydliwe, częściowo przygnębiające. Patologia (przemoc różnego rodzaju); irytujący stosunek córki do seksualności matki; chwilami groteska niemal jak u Gombrowicza. Nie jestem w stanie polecić - krótki absmak po przeczytaniu i to wszystko.
"Ojciec" zbiór opowiadań pod redakcją Ł. Orbitowskiego - jak w tytule, czyli Cichy, Dukaj, Engelking, Małecki, Muszyński, Orbitowski, Szczerek, Szostak oraz Witkowski piszą opowiadania o ojcach. Czytałam, nie patrząc kto jest autorem jakiego opowiadania; poległam na ostatnim, koszmarnie przegadanym i męczącym. Ku mojemu zaskoczeniu, autorem był Dukaj. Poziom opowiadań różny, ale z grubsza wszystko co najmniej czytalne poza tym nieszczęsnym opowiadaniem Dukaja właśnie.
"Ludzie, którzy wiedzą. Dziwne przypadki Roberta Storma" A. Pilipiuk - zaczęłam to czytać, myśląc, że to jakaś nowa książka; gdy skończyłam, uświadomiłam sobie, że Pilipiuk postanowił najwyraźniej zarobić dodatkowe pieniądze poprzez opublikowanie opowiadań o Stormie ze "Światów Pilipiuka" w oddzielnym tomie. Niech mu będzie; jak już zaczęłam, to i skończyłam, mimo okazjonalnego wywracania oczami. Pilipiuk nie waha się wkładać w usta bohaterów swoich poglądów i upodobań, a w wielu kwestiach dość znacząco się światopoglądowo różnimy. Mamy wszelako też punkty styczne, np. miłość do historii, stąd "Światy..." to mój ulubiony jego cykl.
"Cień pierwszej żony" A. Parks - thriller. Niezależna i świetnie zarabiająca kobieta sukcesu poznaje na konferencji pewnego mężczyznę, który wydaje się idealny (i jest wdowcem). Rozpoczyna się związek, a zarazem w życiu protagonistki zaczynają zachodzić pewne zmiany... Powiedziałabym, że jest to dobrze napisane, gdyby nie to, że wszystko zepsute jest zakończeniem: niestety nie dość, że można się go w pewnym momencie łatwo domyślić, to jeszcze jest w dużej części kompletnie psychologicznie nieprawdopodobne. Ale nawet mimo tego można przeczytać - ładnie i przekonująco skonstruowana większość postaci (a główna bohaterka wzbudzała we mnie sympatię, mimo swoich idiotycznych postępków).
"Ucho od śledzia" H. Ożogowska - czyi powrót do strefy hm, komfortu, a konkretnie problemów nastolatków tużpodrugowojennych. Znamienne, że łatwiej mi wyobrazić sobie/utożsamić się z byciem nastolatką tam i wtedy - choć było to wiele lat przed moim przyjściem na świat - niż obecnie. (Na samą myśl o przebodźcowaniu dzisiejszych dzieciaków czuję się bowiem zmęczona, a o pewnych zmianach pokoleniowych - zirytowana). To jedna z tych książek, które czytałam już jako dziecko i do których co jakiś czas wracam; stary, analogowy świat, który od dawna już nie istnieje.
"Wypadek" F. McFadden - thriller. Główna bohaterka to młoda dziewczyna w zaawansowanej już ciąży; jesteśmy w stanie Maine, trwa śnieżyca, dziewczyna usiłuje dojechać do brata... To tak ogólnie, żeby nie zdradzić zbyt wiele z akcji, gdyż szczegółów jest tu więcej... niestety, zbyt dużo. Jest też zbyt dużo oczywistych rozwiązań oraz zupełnie, ale to zupełnie fatalne i absolutnie nieprawdopodobne zakończenie, co psuje całą książkę. Darujcie sobie, nie warto.
"Przygody Tomka Wilmowskiego 01 - Tomek w krainie kangurów" A. Szklarski - dzieciakiem będąc, przeczytałam oczywiście wszystkie "Tomki" choć wówczas wydawały mi się one nieco suche (ale też było to bardzo wiele lat przed tym, zanim zaczęłam podróżować, a przecież zupełnie inaczej czyta się o danym miejscu, gdy się tam samej było). Powróciłam teraz, czyli jako osoba bardzo dorosła - i choć paradoksalnie czyta mi się to lepiej niż wtedy, ale tematyka... opowieści o porywaniu czy strzelaniu do dzikich zwierząt, takich, które dziś już wyginęły bądź są tym wysoce zagrożone - to wysoce przygnębiająca lektura z punktu widzenia człowieka XXI wieku. No i oczywiście tym, kto robi fajne rzeczy i przeżywa przygody, jest chłopiec; dziewczynkom bowiem przystoją jedynie nudziarskie zachowania tzw. grzecznej panienki. Raczej nie będę wracać do innych "Tomków".
"Socjalna. Opowieści o bezdomności, biedzie i chorobach psychicznych" K. Wasilewska - wspomnienia pracownicy MOPS-u, czyli tematyka analogiczna jak opisywana już wcześniej przeze mnie "Pani Kebab": z tym, że tu akcja dzieje się w Polsce, a opisywane historie mają nieco mniejszy ciężar gatunkowy niż u Czul (być może autorka celowo takie właśnie wybrała?); mam też wrażenie, że język Wasilewskiej jest nieco mniej plastyczny niż u Czul, co naturalnie też znacząco wpływa na odbiór. Jak najbardziej można, choć - co oczywiste - nie jest to lektura rozrywkowa ani podnosząca na duchu.
"Kołysanka" L. Slimani - młode małżeństwo, dwójka dzieci i niania idealna, która pewnego dnia robi coś potwornego (o czym dowiadujemy się na samym początku książki, tak więc żadnego spojlowania tu nie ma). Oparte na faktach. Autorka bardzo starała się wczuć w sytuację i to jest dobrze napisana książka... ale brakuje mi w niej jakiegoś końcowego akordu. Nic tu nie wybrzmiewa, opowieść po prostu sie urywa. Być może o to jej chodziło - że nie ma tak naprawdę odpowiedzi "dlaczego"? Goncourt 2016, jeśli to komuś pomoże. Jak najbardziej można; a nawet warto?
Komentarze
Prześlij komentarz