Impresje czytelnicze - druga połowa roku 2019 (3/3)
Ostatnia - trzecia - część, podsumowująca miniony rok. Niewiele seriali oglądam (a te, które znam, widzieli już absolutnie wszyscy pozostali), nie gram w gry... zamiast tego czytam.
O tym, czym jest dla mnie czytanie, pisałam tutaj. W zeszłym roku po raz pierwszy w życiu zapragnęłam sprawdzić - ot, z czystej ciekawości - ile książek czytam rocznie. W związku z tym co jakiś czas umieszczałam na Instagramie krótkie notki odnośnie przeczytanych książek, zarazem podliczając, ile ich było. Pod koniec czerwca Instagrama zamknęłam, tak więc podsumowanie czytelnicze z ostatnich sześciu miesięcy starego roku jest właśnie tu, w tej notce.
O tym, czym jest dla mnie czytanie, pisałam tutaj. W zeszłym roku po raz pierwszy w życiu zapragnęłam sprawdzić - ot, z czystej ciekawości - ile książek czytam rocznie. W związku z tym co jakiś czas umieszczałam na Instagramie krótkie notki odnośnie przeczytanych książek, zarazem podliczając, ile ich było. Pod koniec czerwca Instagrama zamknęłam, tak więc podsumowanie czytelnicze z ostatnich sześciu miesięcy starego roku jest właśnie tu, w tej notce.
Od razu uprzedzam - po pierwsze, nie
silę się na żadne staranne recenzje, to są de facto pojedyncze
zdania. Po drugie - czytam wszystko (no, prawie), więc fakt, że
lista ta zaczyna się od fantastyki i s-f, nie oznacza bynajmniej, że
będzie tylko o tym.
Wiem, ani to notka o Szwajcarii ani o
podróżach. Rozczarowani mam nadzieję, że mi wybaczą, a
pozostałych zapraszam do - nomen omen - lektury.
„Wizje
alternatywne” tom 1, 2 oraz 3;
zbiór zredagował Wojciech Sedeńko. Lata 90 zeszłego wieku, co od
razu widać po liczbie antyfeministycznych czy homofobicznych
wstawek. Jeśli ktoś ma nadmiar czasu i dużo cierpliwości do
omijania bełkotu, to można. Ja po pół roku zupełnie tego w
każdym razie nie pamiętam, musiałam przekartkować, żeby
przypomnieć sobie, o czym było.
„Przedksiężycowi”
tom 2 i 3, Anna Kańtoch.
Wsiąkłam po pierwszym tomie. Kańtoch świetna jak zawsze, dość
oryginalny pomysł. Dobre sf.
„Niebezpieczne
wizje” -
słynny zbiór opowiadań sf, zredagował Harlan Ellison. W założeniu
miało szokować. Jako że zbiór ukazał się latach 60, dla
czytelnika z XXI wieku zamiast szoku jest głównie ziew - z
wyjątkiem opowiadania hołdującego kazirodztwu: ono jest po prostu
odpychające. (Mogę mieć tylko nadzieję, że autor tych...
fantazji nie próbował nigdy wcielić ich w życie, ale wydźwięk
tego tekstu wyjątkowo mi się nie spodobał). Parę opowiadań
oczywiście musowo O Tym Och Jakim Strasznym Homoseksualizmie. I
podobnie jak w przypadku polskich prawicowych pisarzy z fandomu -
wyczuwam tu cały ocean wypieranych pożądań!
„Cztery
siostry” Helen Rappaport.
Ostatnie carewny tego świata; na faktach. Świetna książka,
zdecydowanie warto.
„Idę
tam gdzie idę. Autobiografia” Kazik Staszewski.
(Auto)biografie to książki, po które baaardzo rzadko sięgam (brak
jakiejś większej fascynacji sławnymi ludźmi, nie cierpiałam na
niego nawet w okresie nastolęctwa). Tym razem zrobiłam wyjątek.
Choć czasem pokpiwam z paru żenujących głupot, które Kazikowi
przydarzyło się zrobić, mam do niego ogromny sentyment - a książka
tego sentymentu bynajmniej nie umniejszyła. Co rzadkie w szołbizie
- brzmi szczerze. Nie usiłuje się wybielać ani odgrywać kogoś,
kim nie jest. Ze zdziwień osobistych: fascynujące, jak wiele
przeszkód zespół musi pokonać, ile pracy i determinacji trzeba,
by stał się sławny. Chapeau bas, mnie by się nie chciało (ale
tak, wiem, identycznie ktoś inny by się dziwił temu, w co ogrom
pracy i determinacji włożyłam ja).
„Baśnie
braci Grimm dla dorosłych i młodzieży” Philip Pullman.
Wersje oryginalne - nieocenzurowane - z komentarzami Pullmana.
Ostatni raz baśnie braci Grimm czytałam w dzieciństwie; chciałam
je sobie odświeżyć.
„Co-dziennik
sfrustrowanej trzydziestki” Kinga Matusiak.
Jeśli czytaliście kiedyś dowolnego blożka na Onecie czy innej WP,
to macie dobre pojęcie o treści tej książki. Nie warto.
„Dawka
miłości” - antologię
zredagował Uwe Luserke. Tym razem sf z szeroko rozumianym seksem w
tle: a w efekcie streszczenie taniego porno z drobną domieszką sf.
(Tłumacz dostarczył mi sporo radości, przełożywszy słowo
kluczowe jako „kogut”). Jeśli już musicie, to polecam
Harlequiny - tych kilka, które kiedyś przeczytałam, było nieco
lepiej napisanych.
„Dlaczego
mamusia pije” Gill Sims.
Lekkie, łatwe i przyjemne, całkiem zabawne. Idealne na urlop.
(Swoją droga, zastanawia mnie, jak to jest, że tego typu pozycje
niepolskojęzyczne połykam zwykle z przyjemnością, podczas gdy
rodzime wywołują zwykle uczucie silnego zażenowania i zgrzytania
zębami... o ile w ogóle jestem w stanie dobrnąć do końca).
„Wąż
z Essex” Sarah Perry -
powieść wiktoriańska. Można przeczytać, dobre na urlop.
„Rok
po końcu świata” -
antologia. Przeczytałam ze względu na Kańtoch.
„Kult”
Łukasz Orbitowski -
czyli nie muszę kartkować, żeby przypomnieć sobie, o czym to
było. Koniecznie.
„Legendy
polskie” czyli
kolejna antologia - pod kierunkiem Roberta Wegnera. Sięgnęłam, bo
Orbitowski.
„Fantastycznie
nieobliczalni” -
tym razem - co za niespodzianka! - znowu antologia. Sięgnęłam, bo
Jadowska.
„Światy
Dantego” Anna Kańtoch -
zbiór opowiadań. Bdb, jak zwykle tej autorki.
„Tajemnica
nawiedzonego lasu” Anna Kańtoch -
tom drugi cyklu „Tajemnica diabelskiego kręgu”. Chociaż
nieustająco przeszkadza mi, że nie umiem uwierzyć, że to lata 50
- i tak bardzo lubię (a z uwierzeniem byłoby tak łatwo, przecież
wystarczyłoby, żeby sięgnęła po książki młodzieżowe z lat
50, poczytała trochę i potem popisała pod tym wpływem...)
„Ciotki”
Anna Drzewiecka -
wspomnienia z dawnych lat, czasy przed- i powojenne. Dość
smakowite.
„To”
Stephen King,
po raz czwarty? Piąty? Bardzo lubię Kinga, ale jakoś zawsze, gdy
go czytam, już po chwili zapominam, o czym dokładnie było. Dlatego
od czasu do czasu odświeżam.
„Martwy
sad” Mieczysław Gorzka -
mieszanka kryminału i horroru. Można, nie trzeba.
„Senność”
Wojciech Kuczok -
bardzo polskie, bardzo dobre; gdzieniegdzie echa Kafki i Gombrowicza.
Mam w planach resztę książek Kuczoka.
„#Toonas”
Piotr C. Polska współczesna: czasy Tindera plus kilkoro niezbyt niedojrzałych
emocjonalnie bohaterek i bohaterów. Całkiem zabawne, typowe na raz.
Dobre na urlop.
„Ale
z naszymi umarłymi” Jacek Dehnel.
Krzywe zwierciadło z narodowymi zombie w tle. Trochę śmieszno,
trochę straszno. Lubię.
„Tysiąc
jesieni Jacoba de Zoeta” David Mitchell.
W tle Japonia XIX wieku i jej kontakty handlowe z Holandią. Świetne.
Koniecznie!
„Śpiew
potępionych” Agnieszka Hałas. Po
wielu latach - ostatni tom „Krzyczącego w Ciemności”. Bdb
fantasy.
„Kiedy
była porządna dziewczyną” Philip Roth.
Historia rodzinna, USA w pierwszej połowie zeszłego wieku. Dobrze
się czyta, można.
„Skafander
i melonik” -
druga antologia opowiadań, wydanych przez Śląski Klub
Fantastyki. Steampunkowo. Lubię.
„Rozstaje”-
trzecia antologia ŚKF. Też lubię.
„Ameryka
PL” Dorota Malesa -
lubię czytać książki (i blogi) o życiu ekspatów w innych
krajach. Tym razem USA. Interesująco.
„Dziewczyna
zwana Jane Doe” Victoria Stone.
Historia zemsty. Fakty i logikę należy zawiesić na kołku. Lekkie,
łatwe i przyjemne. Dobre na urlop.
„Tajemnica
godziny trzynastej” Anna Kańtoch.
Trzeci tom cyklu „Tajemnica diabelskiego kręgu". Nie odbiega
poziomem od poprzednich. Bdb fantasy dla nastolatków.
"Opowiadania nominowane do
Nagrody Fandomu Polskiego im. Zajdla za rok 2018": czyli
Marta Kisiel i inni. Dobra fantastyka.
„Sorge”
Aleksandra Zielińska.
Utrata dziecka - studium tragedii. Brutalne i ogromnie
przygnębiające, niemniej warto.
„Kobieta,
która ukradła moje życie” Marion Keyes -
obyczajówka, fajna jak zawsze u Keyes. Dobre na urlop.
„Czarna
bezgwiezdna noc” Stephen King.
Świetne opowiadania.
„Desperacja”
Stephen King.
Przeczytawszy trzy czwarte, zorientowałam się, że już to kiedyś
czytałam. Można, ale szału nie ma.
„Ostateczni”
Henryk Wiatrowski -
bardzo przygnębiające i dobre zarazem sf. Czytałam to już kiedyś,
bardzo dawno temu, jeszcze jako nastolatka. Nie zestarzało się; ba,
powiedziałabym wręcz, że jest aż nadto aktualne...
„Spadająca
kobieta” Pat Murphy.
Relacje matka-córka, w tle Ameryka Południowa i elementy horroru.
Można, ale nie trzeba.
„Życie
Cię kocha, Lili” Anna Niemczynow.
Ciepło, lekko, optymistycznie i przyjemnie; idealne na urlop.
„Dublin”
Edward Rutherfurd -
fabularyzowana historia Dublina. W miarę dobrze napisane; można.
„Czarni”
Paweł Reszka -
o polskich księżach z zupełnie innej perspektywy niż kościelna
czy antyklerykalna. Skłania do refleksji. Zdecydowanie warto
przeczytać.
“Osobliwy
dom pani Peregrine” tom 1, 2 i 3, Ransom Riggs.
Przyjemna młodzieżowa fantasy, ciekawy pomysł ze zdjęciami.
„Aleja
włókniarek” Marta Madejska,
czyli historia dotąd nieopowiedziana - Łódź kobiet. Świetne i
zdecydowanie warto!
Pod wpływem powyższego,„Ziemia
obiecana” t. 1 i 2 Władysław Reymont, a potem dalej
reymontowanie: „Z pamiętnika” (które miało być chyba
pastiszem na młodociane idiotki, ale zmroziło mnie totalnie, gdy
postać rzekomo pozytywna rzuciła psom gończym kota na
rozszarpanie, kot uciekł na drzewo, a ona go ściągnęła i znów
im rzuciła... na szczęście książkowy kot uciekł po raz kolejny
i tym razem nie został dosięgnięty, a ja do końca książki
miałam nadzieję, że panience stanie się jakaś sroga krzywda, ale
niestety!), potem „Chłopi”- tych czytałam już kiedyś,
ale bardzo dawno temu, jeszcze jako nastolatka. Dziś patrzę na tę
książkę inaczej i zdecydowanie żal mi Jagny.
Na fali „Kaśka Kariatyda”
Gabriela Zapolska - doskonała książka, a zarazem lektura
obowiązkowa dla każdego, świetnie pokazuje najgorsze strony
patriarchalizmu...
Z rozpędu odświeżyłam też"Germinal"
Emila Zoli, ale ten wstrząsnął mną znacznie mniej niż wtedy,
gdy miałam lat 17. (Co nie zmienia faktu, że warto, szczególnie jeśli ktoś
nie czytał w szkole).
„Czasy
secondhand” Swietłana Aleksijewicz -
wstrząsająca, doskonała książka‚ która wyleczy ze złudzeń
każdą osobę przekonaną, że ZSRR rozpadło się bezboleśnie i
bezkrwawo. Byłam wtedy co prawda dzieckiem, ale nie pamiętam, by
mówiono o tym np. w szkole... a przecież działy się tak straszne
rzeczy. Lektura obowiązkowa dla każdego!
„Nekrosytuacje.
Perełki z życia grabarza” Guillaume Bailly.
Miało być śmiesznie, a jednak nie jest. A może to mnie ciężko
śmiać się z tego tematu. Niemniej jedna czy dwie historie naprawdę
mnie ubawiły. Można.
„Do
usług szanownej pani” Gilles Legardinier -
lekka, niegłupia i dość zabawna. Można na urlop.
„Mazel
tow” J.S. Margot.
Opiekunka do dzieci w średnio ortodoksyjnej żydowskiej rodzinie.
Połknęłam jednym tchem, bardzo interesująca książka. Polecam.
„Nie
zdążę” Olga Gitkiewicz -
czyli jak wygląda komunikacja publiczna w Polsce poza dużymi
miastami. Bardzo dobrze napisane, zdecydowanie polecam (oczywiście
przygotujcie się na bezsilną frustrację i zgrzytanie zębami, ale
to się chyba rozumie samo przez się).
„Małe
Licho i anioł z kamienia” Marta Kisiel -
pisałam już na Insta, że jakoś nie do końca mi te książki
podchodzą, ale jednak sięgam po każdą kolejną. Fantastyka
młodzieżowo-dziecięca, z rodzaju tych, które kupiłabym dzieciom.
„Sprzątaczka”
Stephanie Land -
na faktach, czyli jak wygląda życie samotnej młodej matki, która
na samym jego starcie popełniła głupstwo, a potem poniosła nad
wyraz poważne jego konsekwencje. Tę pozycję powinni przeczytać
wszyscy ci, którzy twierdzą, że to banalnie proste, żeby wydostać
się z trudnej sytuacji życiowej... ale wiem, że oni i tak po nią
nie sięgną. Zdecydowanie polecam.
„Uwierz
w Mikołaja” Magdalena Witkiewicz.
Fajne i ciepłe, dobre na święta albo urlop.
„Wniebowzięte.
O stewardesach w PRL-u” Anna Sulińska.
Ciekawe, dobrze napisane.
Na fali - „Etat w chmurach” Teresa
Grzywocz, czyli opowieść stewardesy. Dość interesujące,
potwierdziło moje przekonanie, że to ciężka i niewdzięczna
praca.
„Serce”
Radka Franczak.
Sięgnęłam przypadkowo, bo w tle Szwajcaria. Książka ciężka i
bardzo, bardzo smutna. O umieraniu.
„Nieświęty
Mikołaj”, „Anioł do wynajęcia” i „Antolka” Magdalena
Kordel.
Optymistycznie, ciepło, fajnie - idealna lektura na święta, a
zarazem moja nowa ulubiona autorka, jeśli chodzi o wskakiwanie do
strefy komfortu. Lubię.
„100
najbiedniejszych Polaków” Wojciech Markiewicz.
Ponure, przygnębiające, ale i tak koniecznie.
„Angole”
Ewa Winnicka,
czyli polski emigrant w UK - zarówno ten z wyższej klasy średniej,
jak i nędzarz. Interesujące (zwłaszcza, jak pisałam, dla mnie -
bo też jestem emigrantką).
„Świąteczny
sekret” Krystyna Mirek.
Niezbyt realne, ale miłe i przyjemne. W sam raz na święta.
„Świąteczny
dyżur” Adam Kay -
czyli co dzieje się na dyżurach lekarskich w okresie Bożego
Narodzenia. Miejscami ciut brutalne, ale warto. (Mimo że do świąt
mam zupełnie odmienny niż autor stosunek!...)
W papierze:
„Saga
o Ludziach Lodu” tomy od 1 do 47, Margit Sandemo.
Seria, którą uwielbiałam jako nastolatka, nie przeszła niestety
próby czasu - nawet mimo mojego szczerego sentymentu. Kilka
pierwszych tomów jest bdb, ale potem coraz gorzej... ostatnie z
książek z ledwością zmęczyłam. Podsunęłabym natomiast każdej
nastolatce.
"Krajobraz dzieciństwa"
L.M.M. Montgomery - pierwsza część pamiętników jednej z tych
autorek, której książki czytałam dziesiątki (jeśli nie setki)
razy. Tę pozycję też już kiedyś czytałam, ale brakowało mi do papierowego kompletu, a
teraz wreszcie udało się kupić.
"Opowieść wigilijna"
Charles Dickens - czytam co roku na święta.
I jeszcze szybki przegląd tego,
czego nie przeczytałam:
„Upiorne
opowieści po zmroku” -
nie wiem, jak był film, ale książka w ogóle nie nadaje się do
czytania. Odradzam, poddałam się po jednej czwartej (to może
wydawać się dużo, ale książka jest cieniutka).
Ostatecznie nie skończyłam"Doktora
Żywago", rewolucja rosyjska wykończyła mnie na 60%. Nie
chcę wracać.
„Becoming"
Michelle Obama dociągnęłam
do 11%, a „Queen.
Królewska historia” Marka
Blake'a - do 28%. Przy czym te książki nie są złe,
po prostu ja nie jestem targetem (auto)biografii.
„Dzieciństwo
w cieniu rózgi” Anna Golus.
Książka o tym, jak światła chrześcijańska cywilizacja białego
człowieka przez stulecia traktowała swoich najsłabszych i
najbardziej bezbronnych członków. Dałam radę tylko 21% i wątpię,
żebym do tej książki wróciła - i bynajmniej nie dlatego, że jest
zła. Wprost przeciwnie, jest bardzo dobrze napisana... ale nie nadaje się dla
osób wrażliwych i czułych na dziecięcą krzywdę.
„Wrota”
Milena Wójtowicz -
nie dałam rady więcej niż 8%. Fantastyka na stanowczo zbyt
kiepskim poziomie, nie polecam.
„Sposób
na kobiety” Maciej Parowski -
już dosłownie na pierwszych stronach szowinistyczno-homofobiczny
bełkot. Uznałam, że wyrobiłam już pod tym względem 500% normy w
tym roku, wobec tego nie ma najmniejszego sensu czytać dalej. Tytuł
książki trafny - dodałabym tylko podtytuł: "czyli jak ją
nakłonić, by błyskawicznie pozbyła się tej książki".
I to by było na tyle. Tu opisałam 120
książek, które przeczytałam od a do z, na Insta licznik był na
pozycji 82 - czyli 2019 to były 202 książki. Pół książki dziennie. Ma to sens, biorąc pod uwagę siłę mojego uzależnienia. Ciekawe, jaki będzie ten rok.
PS Ewentualne literówki w nazwiskach czy imionach proszę wybaczyć - naprawdę nie mam siły czytać tej notki po raz kolejny.
Komentarze
Prześlij komentarz