Dokumentiada, czyli jak to było ze zdobyciem polskiego paszportu.
Pisałam Wam już kiedyś całkiem sporo o moich kontaktach z polskimi urzędami, np. o zdobywaniu polskiego dowodu osobistego czy o wymianie tegoż... nigdy chyba natomiast nie opisałam, jak to było z paszportem (opisałam tylko, jak to było z wcześniejszą odmową jego wydania). Bezwzględnie muszę to nadrobić! A z paszportem było otóż tak:
Pomna wcześniejszych doświadczeń, w paszportowni zjawiłam się chytrze pół godziny przed zamknięciem, myśląc triumfalnie "no! tym razem już mi chyba nie powiecie, że przyszłam za późno i wyłączyliście komputery!" Emanując zblazowaniem, podeszłam do Pani W Okienku, by uiścić opłatę... i mina mi zrzedła, gdy pani obrzuciła mnie pobłażliwym spojrzeniem i rzekła, że opłaty mi nie przyjmie, bo zostało już tylko pół godziny do zamknięcia urzędu, w związku z czym muszę wystąpić z prośbą do urzędników, czy ktokolwiek jeszcze w ogóle raczy mnie przyjąć. Przybierając wygląd lichy i durnowaty (a, wrrróć, to nie ta opowieść...), posłusznie powlokłam się przed oblicza, by zadać należycie pokornym głosem pytanie. Łaskawie odpowiedziano mi, że tak, toteż jak na skrzydłach śmignęłam z powrotem do Pani W Okienku, która wreszcie pozwoliła mi wręczyć sobie moje pieniądze i wydała stosowny kwitek.
Już wkrótce siedziałam naprzeciwko Pani Urzędniczki, która ze skupieniem badała każdy z dostarczonych przeze mnie papierów. Wreszcie spojrzała na zdjęcie.
- To tło jest za ciemne, my przyjmujemy tylko zdjęcia z jasnym tłem - powiedziała. Odruchowo też spojrzałam na zdjęcie, przez myśl bowiem przemknęło mi, że być może nastąpiły jakieś zakłócenia w Matriksie, na skutek których tło zdjęcia się zmieniło. Ale nie. Tło wciąż było jasne. Szare. (Jasnoszare, dodajmy dla uściślenia).
- Ale przecież to tło jest jasne!... - wybąkałam. - I Niemcy mi takie zdjęcie przyjęli do paszportu! - dodałam nieco śmielej.
Pani Urzędniczka zamyśliła się chwilkę, po czym uznała, że ciężar tej ważkiej decyzji powinien zostać z kimś podzielony.
- Jurek, ej, Jurek, pozwól tu na chwilę!
Jurek pozwolił. Przybył, wysłuchał, zobaczył i wydał werdykt - na moją korzyść! Uszczęśliwiona, zignorowałam posępne proroctwo Pani Urzędniczki:
- Niech się pani tak nie cieszy, ja pani to zdjęcie przyjmę, ale z tego mogą być problemy, to tło jest za ciemne.
Co, ostatecznie, może się stać?, pomyślałam beztrosko, podziękowałam, pożegnałam się i opuściłam progi urzędniczego przybytku.
Minął jakiś czas. Parę tygodni, powiedzmy. Dawno już byłam z powrotem w Szwajcarii, a kwestia złożonego wniosku paszportowego w żaden sposób nie zaprzątała moich myśli... gdy nagle zadzwonił telefon. Mój polski telefon. Numer mi nieznany. Odebrałam. Jak się okazało - dzwonił Pan Produkujący Paszporty. Dzwonił, by impetycznie oznajmić mi, że (już się domyślacie?) Tło Jest Za Ciemne I Co On Ma Teraz Zrobić. Najpierw łagodnie (to ja) sprzeczaliśmy się o pryncypia - a mianowicie o to, czy jasnoszary jest kolorem ciemnym, czy też jasnym. Stosowna ustawa mówi bowiem o zdjęciach z jasnym tłem, nie precyzując (niestety!) jakie barwy są jasne, a jakie nie. Pan twierdził, że absolutnie wszystkie kolory, które nie są białym, są ciemne. Ja oponowałam. Do konsensusu nie doszło.
W następnej kolejności spróbowałam argumentu z Niemcami: że oni przyjęli to zdjęcie jako paszportowe, a przecież Niemcy i Polska to jedna i ta sama Unia Europejska... Pan przerwał mi jednakże stanowczo w pół słowa, że jego nie obchodzi, co robią Niemcy, niech sobie robią co chcą, tu jest Polska i tło ma być białe i już!
Pomna, że żyjemy w XXI wieku i że zdjęcia są skanowane, zapytałam nieśmiało, czy w takim razie nie mógłby rozjaśnić tego tła w Photoshopie. Pana aż zatchnęło z oburzenia, a gdy odzyskał głos, wyjaśnił mi energicznie, że on nie jest od tego! Gdy zaproponowałam, że w takim razie może ja to zrobię i podeślę mu zdjęcie na mejla, odrzucił ten pomysł z całą stanowczością, nie, mejl nie wchodzi w rachubę i już! Zapytałam pokornie, co wobec tego robimy, ponieważ wniosek został jednak przyjęty, a ja znajduję się 1500 km od miejsca docelowego i tak jakby nie bardzo mam możliwość osobistego zjawienia się, by wręczyć zdjęcie z BIAŁYM (jako ten orzeł, panie tego, honor i ojczyzna...) tłem. Pan poburczał chwilę gniewnie, po czym rzekł łaskawie, że W Drodze Absolutnego Wyjątku mogę wysłać mu zdjęcie pocztą. Wysłałam więc. Zdjęcie z białym tłem. Nieważne, że ze mną młodszą o dwanaście lat i że to były początki zdjęć biometrycznych, mam więc na nim klasyczny dla ówczesnych wymogów urzędowych wygląd przestępczy; ale tło, tło było bez najmniejszych wątpliwości BIAŁE.
(Czyli nie ciemne).
Dalszy ciąg historii to już tylko happy end. Najwyraźniej zdjęcie z BIAŁYM tłem nadało się odpowiednio i dotarło gdzie trzeba, gdyż przy kolejnej wizycie w Gdańsku mogłam była odebrać osobiście nowiutki polski paszport.
Czerwony*.
(Jako ta krew, panie tego, honor i ojczyzna)**.
*tak, tak, wiem, że bordowy, że czerwone to są szwajcarskie, ale tak mi bardziej pasowało do koncepcji!
**zdjęcie ciastek, bo jest i biel i czerwień, więc no
"absolutnie wszystkie kolory, które nie są białym, są ciemne." popłakałam się.
OdpowiedzUsuńTak, poziom (absurdu) utrzymany był wysoko! ;-)
Usuń