Garść anegdot z podróży.
W Tajlandii, ku mojemu zdziwieniu (przecież to najbardziej turystyczny kraj świata!), okazało się, że większość ludzi nie mówi po angielsku (tego samego doświadczyliśmy także w Korei Południowej - gdzie w wielu miejscach dodatkowo mogliśmy poczuć, jak to jest być mniejszością kolorystyczną - czasami byliśmy jedynymi białymi osobami w zasięgu wzroku). Mniejsza część z nich próbuje to proaktywnie obejść, używając np. GoogleTranslate - co daje chwilami dużo radości i pozostawia zarazem pole do interpretacji/zgadywania, gdy produkuje kwiatki w stylu "this tree is a psychopath". Teoretycznie angielskim władać powinni pracownicy hotelu i władają... do pewnego stopnia. Traf chciał otóż, że A. zauważył, iż filtr w czajniku w naszym pokoju najwyraźniej dawno już nie był czyszczony. Zgłosił to obsłudze. Gdy kolejnego dnia wróciliśmy do pokoju, na automatycznej sekretarce czekała wiadomość z pytaniem, czy jesteśmy zadowoleni z tego, jak rozwiązano nasz problem... z prysznicem. Oddzwon...