Kwestie mieszkaniowe, czyli "szukajcie, a znajdziecie".
Tytułem wstępu - nieco wyjaśnień, jak wygląda tutaj kwestia mieszkaniowa. Stosunkowo niewielu Szwajcarów posiada mieszkania własnościowe. Wynajmowaniem ludziom mieszkań zajmują się tutaj zazwyczaj firmy (banki, towarzystwa ubezpieczeniowe itp.), które kupno bloku czy kamienicy traktują jako sposób na inwestowanie pieniędzy. (Niektóre budynki zaś, podobnie jak w Niemczech, należą do miasta. Osoby prywatne zdarzają się dużo rzadziej, acz natrafiliśmy na paru właścicieli kamienic czy bloków). Tego typu mieszkania mają zazwyczaj mniej lub bardziej nową łazienkę oraz umeblowaną kuchnię (wraz z lodówką, często też ze zmywarką), zaś pokoje są puste.
Można również wynająć komuś mieszkanie, samemu będąc głównym najemcą - takie mieszkania zazwyczaj są kompletnie umeblowane i wyposażone, a często wręcz znajdują się tam nawet i rzeczy osobiste wynajmującego. Gdy tu przyjechaliśmy, wynajmowaliśmy przez pierwsze dwa tygodnie mieszkanie od przemiłej L., akrobatki cyrkowej, teraz zaś wynajmujemy od pana R., który zrobił był sobie pięciomiesięczną przerwę w życiorysie i wyjechał na Tajlandię. Zarówno poprzednie, jak i to mieszkanie, jest - jak wspominałam - wyposażone kompletnie. Od zastawy stołowej, garnków i sztućców poczynając, na płynie do mycia podłóg czy workach na śmieci kończąc. Ot, tak jakby się wyszło ze swojego mieszkania z niewielką walizeczką, po czym wynajęło je komuś obcemu z całym dobrodziejstwem inwentarza. Z polskiego punktu widzenia - nieprawdopodobne, chyba że to wynajem dla jakiegoś krewnego lub bliskiego przyjaciela.
Pierwsze nasze mieszkanie - to na dwa tygodnie - było w mieście, w starej kamienicy. Do pracy miałam pięć minut tramwajem, więc na lunch wpadałam do domu. Była to kawalerka, słoneczna i bardzo przyjemna; o pozwolenie na trzymanie kotów nie trzeba było pytać, jako że koty były jeszcze w tym czasie w Polsce. L. sprzątnęła wcześniej takie swoje rzeczy jak np. ubrania, upychając je w pobocznych szafach, więc od razu mogliśmy się rozgościć. Dwutygodniowy wynajem był to koszt 400 CHF. Od listopada zamieszkaliśmy poza Basel (ze względu na koszty - to już inny kanton, więc płaci się niższe podatki; a i ceny mieszkań poza miastem są niższe niż w mieście). R. wyjechał na Tajlandię chyba w wielkim pośpiechu, jako że nie zwolnił dla nas miejsca w szafach i szafkach (a na środku pokoju zostawił zapakowaną walizkę; widać miał nadbagaż). Musieliśmy więc zrobić to sami - na szczęście w mieszkaniu jest mały składzik, a i my nie przywieźliśmy ze sobą aż tak wielu rzeczy, więc nie było problemu. R. nie miał zastrzeżeń co do kotów, więc mogliśmy je tu spokojnie przywieźć. Mieszkanie jest dwupokojowe, ok. 60 m^2, a płacimy za nie 700 CHF za miesiąc. W kwocie tej zawarte jest wszystko, prócz abonamentu za internet. Jak widać, koszt wynajmu w stosunku do pensji jest tutaj nieporównywalnie niższy niż w Polsce.
Główna różnica między mieszkaniami wynajmowanymi od najemców głównych (Hauptmieter), a wynajmem bezpośrednim od jakiejś firmy jest taka, że w przypadku firm jest to wynajem na czas nieokreślony. Okres wypowiedzenia to najczęściej trzy miesiące. Poprzednie dwa mieszkania wynajęliśmy, przebywając jeszcze w Polsce (internet to piękny wynalazek, a i Szwajcarzy, respektujący dokumenty skanowane tak samo, jak papierowe i/lub nie mający oporów przed wysyłką dokumentów DHL-em za granicę, wiele ułatwiają) i zależało nam przede wszystkim na szybkim znalezieniu jakiegoś lokum - a najlepiej lokum niedrogiego i umeblowanego. Było nam też na rękę, że wynajem jest na krótki okres, jako że potrzebowaliśmy tych paru miesięcy na zorientowanie się, co i jak - i czy nam się tu podoba i chcemy tu dalej być. Teraz, gdy mamy w planach zostać tu na stałe (a przynajmniej na kilka lat), potrzebne nam było mieszkanie na dłużej. I tu zaczyna się cała nasza (na szczęście już miniona) epopeja mieszkaniowa.
Szukanie mieszkania to jest praca na co najmniej pół etatu. Przeglądanie ogłoszeń, dzwonienie do firm, wypytywanie o wszystko, co musi się wiedzieć (np. czy można w danym mieszkaniu mieć koty), jeśli wszystko wygląda obiecująco, to bądź umawianie się na oglądanie z pracownikiem danej firmy, bądź też dzwonienie do aktualnego najemcy z pytaniem, kiedy można mieszkanie obejrzeć; ustalanie terminów w odpowiednich odległościach czasowych (żeby nie zamarznąć, czekając pół godziny na mrozie ani też się nie spóźnić - raczej niemile tu widziane), wyznaczanie tras dojazdu do wszystkich mieszkań (wszak nie znamy miasta) - czym, o której, gdzie wysiąść i jak potem iść... I - oczywiście - wszystkie rozmowy po niemiecku, a jedna z częściej powtarzanych kwestii "Können Sie Hochdeutsch sprechen?" (Szwajcarski niemiecki - czyli Schwyzertüütsch - nie jest językiem zrozumiałym nawet dla Niemców. Szwajcarzy jednakowoż lubują się w swoich dialektach i wolą mówić po szwajcarsku).
Garść statystyk (kogo nudzą, może przejść do następnego akapitu): szukaniem mieszkania zajmowaliśmy się przez 3 tygodnie. Dzięki moim wysiłkom, w ciągu 16 dni (roboczych i dwóch sobót, jako że w niedziele nikt się nie umawia na oglądanie mieszkania) miałam/mieliśmy obejrzeć 49 mieszkań. Udało się obejrzeć 46, co daje 2,87 mieszkania dziennie. Najwięcej mieszkań, ile udało nam się obejrzeć w ciągu jednego dnia, to 7 (byłoby 8, ale spóźniłam się w jedno miejsce). Ubiegaliśmy się o 11 mieszkań (czyli ~22% obejrzanych), udało nam się wygrać w konkursie 1 (z 3 miejsc jeszcze nie mamy odpowiedzi, w pozostałych przypadkach przegraliśmy). Te 3 mieszkania, których nie udało nam się obejrzeć, to przypadki, gdzie a) nie poinformowano nas, że mieszkanie już zostało wynajęte b) podano nam błędny termin oglądania c) wystawiono oglądających (facet - bez żadnego wytłumaczenia - po prostu się nie zjawił). 2 razy jechałam/liśmy na próżno, bo wynajmujących nie było w mieszkaniu (w jednym przypadku kobieta głupio się tłumaczyła, że próbowała mnie zawiadomić - ciekawe jak, skoro żadnych SMS-ów/połączeń na telefonie nie było), w drugim przypadku wynajmująca powiadomiła firmę (właściciela mieszkania), że jej nie będzie, ale firma nie powiadomiła oglądających, czyli m.in. mnie. (Zdecydowaliśmy się wziąć to mieszkanie, które "wygraliśmy", nie czekając na odpowiedzi z pozostałych trzech miejsc, jako że zależało nam na tym, żeby mieć już podpisaną umowę i pewność co do dalszych naszych losów).
Czego szukaliśmy? Cóż, dla mnie najważniejszą kwestią przy wynajmie mieszkania jest to, żeby było ono słoneczne. Interesują mnie zatem okna od południowej strony, tak, żeby przez większość dnia było jasno i ciepło (kto był rano lub w południe w moim polskim mieszkaniu, ten wie, co mam na myśli). Niestety, Szwajcarzy - z niepojętych dla mnie względów - preferowali/preferują budowanie mieszkań skierowanych na wschód i zachód; południowo-północnych jest mniej (ze skierowanych tylko na południe - udało nam się znaleźć zaledwie jedno). W dalszej kolejności interesowała mnie kwestia pralki (i suszarki) w mieszkaniu, zmywarki, dużej lodówki i okna w łazience. Oraz istnienie garażu. K. zależało głównie na metrażu - chciał, żeby były to 3 pokoje. Odpadły też mieszkania na parterze (z wyjątkiem tzw. wysokiego parteru) - nie lubię mieszkać na poziomie gruntu. Ważna też była cena - zależało nam, żeby czynsz wraz z opłatami nie przekraczał 1500 CHF - i żeby kaucja (pobierana w większości przypadków) była dwu-, a nie trzykrotnością czynszu. Ogłoszeń szukałam oczywiście na portalach internetowych. Niestety, w większości z nich (ogłoszeń, nie portali) zdjęć jest mało (czasem nie ma ich wcale) - toteż trzeba się umawiać na oglądanie. Bardzo rzadko jest też napisane, od której strony świata są okna. Moje pytania o to wywoływały najczęściej zaskoczenie.
W Szwajcarii nie buduje się zbyt wiele [11.02.2018 - wprost przeciwnie, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałam], raczej remontuje stare budynki. Najniższy standard tutejszych mieszkań określiłabym - porównując z warunkami polskimi - jako dobry (czyli mieszkanie spore metrażowo, czyste, odmalowane, z niezniszczonymi oknami i podłogami, ale bez zmywarki, z małą lodówką, bez pralki i suszarki, bez garażu). Najwyższy... tu narzucają się określenia typu "rewelacyjny", "wypaśny", "megazarąbisty", itp. itd. (czyli: świeżo malowane, duży metraż, nowiutkie okna i podłogi, wielka łazienka z wanną, prysznicem, pralką, suszarką; toaleta - albo i dwie - osobno; nowiutka umeblowana kuchnia - z kuchenką, wielką lodówką, zmywarką, zabudowane szafy w przedpokoju, lustra; garaż podziemny). Jeżeli chodzi o ceny, za ok. 1300 wynająć można duże i ładne mieszkanie 2-pokojowe, za ok. 1500 - 3-pokojowe; za niecałe 2000 CHF można bez trudu znaleźć stumetrowe, z wielkim tarasem. (Ceny te zawierają w sobie całość ponoszonych opłat minus internet). [11.02.1018 - ceny są BARDZO zależne od kantonu, gminy, miejscowości]
Jak wygląda ubieganie się o mieszkanie? Po jego obejrzeniu wypełnia się formularz (bądź w wersji papierowej, bądź elektronicznej) i wysyła - najczęściej wraz z załącznikami takimi jak: kopia dowodu osobistego (dla cudzoziemców - kopia zezwolenia na pobyt), zaświadczenie ze stosownego urzędu, że nie jest się zadłużonym i/lub ściganym przez firmy windykacyjne (zaświadczenia wydano nam w urzędzie od ręki, za 17 CHF od głowy) oraz referencje (od właściciela poprzednio wynajmowanego mieszkania, od pracodawcy itd.)
Co biorą pod uwagę i kto ma największe szanse na wygranie konkursu? Po pierwsze, oczywistość - im większe zarobki, tym lepiej (osoba zarabiająca kilka tysięcy CHF miesięcznie jest tu uważana za osobę raczej biedną; tzw. klasa średnia zaczyna się tu od mniej więcej 10k CHF/mies.). Im więcej pracujących zawodowo osób w rodzinie, tym lepiej. Im dłużej jest się zatrudnionym, im dłużej przebywa się w Szwajcarii (cudzoziemcy), im mniej ma się zwierząt (zwłaszcza psów) i użytkowanych intensywnie instrumentów muzycznych - tym lepiej*. Ważną kwestią jest też to, od kiedy chce się w danym mieszkaniu mieszkać - jeśli jest ono wolne np. od marca, wówczas osoby, które chcą mieszkanie od marca mają większe szanse niż te, które chcą od kwietnia.
Koniec końców, podpisaliśmy umowę i mamy mieszkanie. Niezbyt duże (63 m^2), niemniej przytulne i słoneczne. Trzypokojowe, z małą i pozbawioną okna - niestety - łazienką. Okna, drzwi i podłogi są nowe, mieszkanie jest świeżo pomalowane, nowa jest też kuchnia i łazienka. Lodówka jest na szczęście duża, będziemy też dysponować zmywarką. Pralki nie ma (zresztą i tak by się nie zmieściła), ale jest oczywiście pralnia. Nie ma garażu - być może uda nam się znaleźć jakiś w okolicy. Jest też oczywiście - jak w każdym szwajcarskim domu - rowerownia i wózkownia. Człowiek, z którym podpisaliśmy umowę, jest sympatycznym, kulturalnym starszym panem, tak więc mam nadzieję, że nie będzie żadnych problemów.
*Jasnym zatem jest, dlaczego nie mieliśmy szans w batalii o najfajniejsze mieszkania. Niemniej - wszystko przed nami; kolejnego mieszkania zamierzamy szukać za parę lat (minimum dwa), a wtedy zapewne będziemy się już prezentować lepiej w ankiecie personalnej. [11.02.2018 - owszem, kolejne szukanie mieszkania nie było żadnym problemem, acz szukałam go już z A. - obejrzeliśmy z pięć, aplikowaliśmy do 2, w obydwu nas chciano, więc mogliśmy wybrać]
Komentarze
Prześlij komentarz