Bezrobocie w Szwajcarii - czyli Arbeitsamt i RAV.

Dla tych co tl;dr - jak w tytule.

Od razu na wstępie zastrzegam: wszystkie przypadki bezrobocia w Szwajcarii, jakie bliżej znam - wliczając mój własny - dotyczą ludzi, którzy najpierw tu co najmniej kilka lat przepracowali na umowach na czas nieokreślony, z pozwoleniami typu B lub C. I taki też przypadek - od strony "technicznej" - będzie opisany w tej notce. Z oczywistych względów* nie opisuję na blogu kwestii, z jakimi styku nie miałam, czyli na przykład bezrobocia na innych permitach; albo bezrobocia przy niepracowaniu w Szwajcarii nigdy wcześniej, itd. Nie wiem też, czy przepisy dla bezrobotnych w Luzern są takie same jak w innych kantonach. Jeśli macie chęć uzupełnić te braki w komentarzach - zapraszam serdecznie.

Jak kiedyś już tu na blogu wspominałam, każda osoba, która pracuje w Szwajcarii na umowie o pracę, co miesiąc uiszcza składkę na tzw. ubezpieczenie od bezrobocia. Dopóki nie zapoznałam się z tematem bliżej, sądziłam, że oznacza to, że gdy traci się pracę, automatycznie dostaje się zasiłek w wysokości 70% pensji (w przypadku osób dzietnych: 80%). No, więc jak się pewnie domyślacie - nie. Nic tu nie jest proste ani automatyczne. Urząd pracy jest zaś najmniej przyjaznym urzędem, z jakim w Szwajcarii miałam styk - co nie znaczy, że jakoś bardzo nieprzyjaznym! Pochodzenie z Polski wciąż pozwala widzieć wszystko we właściwej perspektywie. Ale: po kolei.

Gdy tylko wiemy o tym, że przestaniemy pracować, czy to z racji, że sami odchodzimy, czy też nas zwalniają - a w Szwajcarii zwykle okres wypowiedzenia wynosi trzy miesiące - powinniśmy zarejestrować się w UP. Jeśli robimy to później (miesiąc przed zakończeniem pracy, jak ja), dobrze jest mieć już ze sobą dowody starania się o nową pracę, np. w postaci wysyłanych mejli z CV. Nietypowo w porównaniu z innymi szwajcarskimi urzędami, te związane z bezrobociem wymagają od nas sporej ilości dokumentów. Warto dać sobie czas na ich zgromadzenie. Potrzebne będą m.in. formularze, które wypełnić muszą wszyscy pracodawcy, dla jakich w ciągu ostatnich 24 miesięcy pracowaliśmy i ostatnie 24 paski wypłat. Na ich podstawie obliczą nam nasze 70% - czy też, w przypadku dzieciatych, 80%.

Ponieważ byłam osobą, która zwolniła się sama (a do tego jeszcze skróciłam o miesiąc okres wypowiedzenia!), groziła mi standardowa w takim wypadku kara - czyli pozbawienie zasiłku na kilka miesięcy. UP jest surowy, jednak sprawiedliwy - daje szansę wytłumaczenia się z decyzji o samozwolnieniu. Przy okazji uwaga: zwykle oficjalne listy szwajcarskie (urzędy, lekarze, itp.) zawierają ładnie pogrubione/pokolorowane daty, jeśli coś trzeba zrobić w określonym terminie "do". W związku z tym zazwyczaj na oficjalne listy rzucam tylko okiem, wyławiając kluczowe frazy. Jakimś cudem w przypadku UP nie zauważyłam podkreślenia "do 10 dni", czyli terminu, do którego wyjaśnienie wolno mi było złożyć. Ponieważ jednak akcja dzieje się w Szwajcarii - mimo że złożyłam wyjaśnienie po tej dacie, i tak je przyjęto. Nie wystarczyło jednak stwierdzenie boreoutu przez psychologa - na specjalnym formularzu od Arbeitsamtu potwierdzić je jeszcze musiał lekarz pierwszego kontaktu (Hausarzt). Ale nie było z tym żadnego problemu. 

Miejsca, gdzie zajmują się w jakiś sposób bezrobotnymi, są w Szwajcarii trzy: jest to klasyczny Arbeitsamt (czyli, tłumacząc na polski: Urząd Pracy), prócz tego RAV (regionales Arbeitsvermittlungszentrum, czyli regionalne centrum pośrednictwa pracy) oraz Arbeitslosenkasse (czyli kasa bezrobotnych). 

Pierwsze z tych miejsc służy głównie do tego, by przydzielić nas do odpowiedniego RAV-u i pozwolić wybrać kasę (przy wyborze kasy powiedziano mi, że nie ma znaczenia, na jaką się zdecyduję - ale w takim razie po co pozwalają wybierać?) Dostajemy też karteczkę z terminami, w których - raz w miesiącu - będziemy musieli zjawić się w UP osobiście, w dłoni dzierżąc wypełniony jednostronicowy formularz, z odpowiedziami na kilka prostych pytań (generalnie chodzi o to, czy nadal jesteśmy bezrobotni). Oddawanie formularza uśmiechniętemu panu z UP trwało za każdym razem kilka sekund; czas, jaki musiałam poświęcić od momentu zaparkowania przy urzędzie do powrotu do auta, wynosił zwykle pięć minut. Niczego się nie podpisuje, nie dostaje żadnej pieczątki. Nie, nie dostajemy dowodu, że formularz oddaliśmy. Nie, nie miałam z tej racji nigdy żadnych problemów. Zjawić się osobiście nie mogłam raz, o czym urząd uprzedziłam (podróżowałam wtedy po USA). Kazano mi formularz przynieść, gdy wrócę. Opóźnienie poskutkowało natomiast tylko tym, że odpowiednio o kilka dni później otrzymałam zasiłek.
Protip: jeśli zależy nam na jak najszybszym otrzymaniu pieniędzy, formularz warto zanosić wcześnie rano, jako że UP wysyła go do kasy bezrobotnych. Gdy wysyłali go np. w piątek poranną pocztą, zasiłek lądował na moim koncie we wtorek. Gdy raz zaniosłam formularz po południu, otrzymanie pieniędzy potrwało o jeden dzień dłużej. 

Drugie, czyli RAV, to miejsce, w którym podpisujemy umowę, wyszczególniającą, jakie są nasze obowiązki jako osoby bezrobotnej i gdzie przydzielają nam doradcę, który będzie sprawował nad nami pieczę. W praktyce - mniej lub bardziej kontrolował, czy należycie wypełniamy obowiązki bezrobotnej. Jeśli mamy szczęście (lub mieszkamy w dużym mieście, np. Zurych), doradca nie będzie trzymał się wytycznych zbyt ściśle. Jeśli mamy pecha, będziemy bardziej kontrolowani (jak to było ze mną, w Szwajcarii centralnej). Dostajemy też kod do portalu gromadzącego większość ofert pracy w Szwajcarii - pozwalający korzystać w pełni z jego funkcjonalności. Do RAV-u musimy też dostarczyć nasze CV, świadectwa pracy, dyplomy, itp.

Standardowo w RAV-ie zjawiać się będziemy raz na miesiąc, będą to jednak wizyty dłuższe niż w UP. Do RAV-u również zanosi się osobiście (lub wysyła mailem, co robiłam ja) jeden formularz - na którym rejestrujemy nasze starania o pracę. Jest to tabela z kilkoma polami do wypełnienia: kiedy wysłaliśmy CV (data); do jakiej firmy (nazwa, adres, osoba kontaktowa i jej numer telefonu lub e-mail); nazwa stanowiska, o które się ubiegamy (ta kolumna w przypadku specjalistów wygląda raczej nudno) - oraz kilkoma polami do zaznaczenia: czy jest to praca, której ofertę wysłał nam RAV (potem do tego wrócę), w jakiej formie się rekrutowaliśmy (osobiście, przez telefon, przez e-mail), czy na odpowiedź od danej firmy wciąż czekamy, odbyła się rozmowa kwalifikacyjna, czy pracę nam przyznano, czy odrzucono (jeśli odrzucono - jaki powód podali). Do tego dołączyć należy dowody potwierdzające nasze słowa - czyli np. kopie wysłanych i otrzymanych mejli. Całość musi dotrzeć do RAV-u do piątego dnia kolejnego miesiąca. Jeśli zanosimy tabelkę osobiście, zostaje ona opieczętowana (z datą). 

W tym miejscu muszę nadmienić, że najpierw trafiłam na doradcę, który był hm, nieco na bakier z obsługą komputera. W pierwszym miesiącu wszystko było ok. W drugim odpisał mi, że pliki, jakie ode mnie otrzymał, mają złe... rozszerzenie. Jak się okazało, "złe rozszerzenie" polegało na tym, że w ustawieniach drukowania miał wydruk w kilkuset procentowym powiększeniu. Toteż owszem, w efekcie na kartce A4 widział tylko fragment danego pliku. Gdy - bardzo grzecznie i uprzejmie - spróbowałam mu to wyjaśnić i zasugerowałam wezwanie IT, bardzo się zdenerwował. Propozycję, że mogę mu to poprawić, oczywiście odrzucił. W kolejnych miesiącach - oprócz wysyłki mejlowej (będącej dowodem dla mnie, że wszystko dotarło do RAV-u na czas), drukowałam mu te pliki sama i zawoziłam razem z tabelką. (Bardzo ucieszył się z faktu, że na każdym dowodzie wysyłki zaznaczałam mu kolorowym zakreślaczem nazwę firmy - był pod wrażeniem mojej kreatywności...)

Po otrzymaniu pierwszej tabelki mój doradca zadzwonił do wszystkich firm, które na niej podałam i upewnił się, że faktycznie wysłałam tam CV. Potem, o ile mi wiadomo, już tego nie robił. Późniejsza doradczyni nie zrobiła tego chyba nigdy. Ona była też lepiej obeznana z komputerami, więc nie musiałam już nic dla niej drukować, wszystko szło mejlem. Co prawda z jakiejś przyczyny nie umiała drukować zrzutów ekranu, ale rozwiązałam tę kwestię, wklejając je jej zawsze do pliku wordowskiego. 

Trzecie miejsce, czyli kasa, wysyła nam pieniądze. Nie trzeba się tam zjawiać ani w ogóle kontaktować z nimi w jakikolwiek sposób. Z czego natomiast należy zdawać sobie sprawę - w przypadku zasiłku nie jest tak, jak z pensją. Pensja bowiem w Szwajcarii przychodzi zawsze do 25 dnia danego miesiąca i opóźnienia nie zdarzają się NIGDY. (Gdy szukałam tu pierwszej pracy i przyszły szef pytał mnie, jakie są moje oczekiwania wobec firmy, nadmieniłam, że zależy mi, by pensja przychodziła punktualnie. Mój rozmówca był ciężko zdziwiony, że w ogóle mogło mi przyjść do głowy, że może być inaczej...) Arbeitslosenkasse nie trzyma się żadnych konkretnych dat ani terminów; zazwyczaj, jak wyżej wspominałam, pieniądze przychodzą w ciągu 2-3 dni roboczych, ale zdarzają się i niewielkie opóźnienia. Zwykle zasiłek przychodzi pod koniec danego miesiąca, natomiast w grudniu formularz składa się zaraz w pierwszych jego dniach i również wtedy dostajemy pieniądze. 

Kwota zasiłku za pierwszy miesiąc bezrobocia jest zależna od wysokości naszych dochodów! Jeśli zarabialiśmy bardzo mało, dostaniemy zasiłek za cały miesiąc. Jeśli bardzo dużo - nie będzie go wcale. (To było dla mnie niemiłą niespodzianką. Podejrzewam, że informacja o tym była gdzieś w stosie książeczek, które otrzymałam z Arbeitsamtu... ale cóż, do dziś ich nie przeczytałam). Nazywa się to Wartetage, czyli "dni oczekiwania" - a ile ich jest przy jakich zarobkach, poczytać można tutaj.

Zobowiązano mnie do wysyłania minimum dziesięciu CV miesięcznie. Ponieważ zależało mi na pracy w konkretnej lokalizacji, możecie sobie wyobrazić, że nie było to łatwe - zwłaszcza że firma nie może się powtarzać (chyba że stanowisko jest zupełnie inne). Protip: można podawać firmy rekruterskie - ale każdą, do której się zapiszemy, wolno podać tylko raz. Firm rekruterskich jest na szczęście mnóstwo - inna sprawa, że współpraca z nimi wywoływała u mnie tak silne emocje negatywne, że będzie o tym osobna notka. Dla zilustrowania powiem tylko, że gdy pracę znalazłam, równoważnym zadowoleniu z tego faktu było zadowolenie, że oto wreszcie mogę wypisać się od wszystkich firm rekruterskich i nakazać im usunąć moje dane!

Istotne jest też, że nie wolno wysłać za dużo CV w jednym dniu! Wysyłka musi być z grubsza rozparcelowana na cały miesiąc. Ja rozwiązywałam to tak, że wysyłałam po dwa CV w pięć różnych dni miesiąca (oddzielonych od siebie o co najmniej dwa-trzy dni).     

Otrzymanych ofert pracy nie wolno odrzucić... tzn. teoretycznie można, ale jeśli RAV uzna, że była to praca dla nas stosowna, wówczas ukarze nas, odbierając na dany czas zasiłek. Za podanie nieprawdziwych danych w tabelce - to samo, kara poprzez odebranie zasiłku. Ogólnie, czegokolwiek byśmy źle czy wbrew RAV-owi nie zrobili, kara będzie zawsze ta sama: obcięcie pieniędzy - różni się tylko okresem, na jaki je obcinają. Oczywiście, by móc nas ukarać, RAV o odrzuceniu "stosownej" oferty pracy musi się dowiedzieć. 

Gdy zanosimy tabelkę powiedzmy w kwietniu, doradca najczęściej sięga również po marcową i odpytuje nas ze wszystkich firm, które poprzednio zaznaczyliśmy jako "brak odpowiedzi" - a przynajmniej tak robił zarówno mój doradca, jak i doradczyni, którą przyznano mi później (gdy ten pierwszy poszedł na chorobowe po operacji). Jeśli wyrobimy sobie kredyt zaufania, doradcy nie dzwonią do potencjalnych pracodawców, by nas sprawdzić. (Nie dzwonią także i z tego względu, że korzystanie z UP jest w Szwajcarii nierzadko postrzegane jako coś wstydliwego... toteż poinformowanie potencjalnego pracodawcy, że korzystamy z RAV-u, mogłoby negatywnie wpłynąć na nasze szanse otrzymania pracy).

Od czasu do czasu RAV może kazać nam wysłać CV tu i tam. Dostajemy zawsze w tej sprawie oficjalny list: że do dnia tego i tego musimy wysłać CV do danej firmy. Mój doradca kazał mi to zrobić dwu- czy trzykrotnie, ponieważ jednak (zupełnie tak samo jak większość rekruterów...) nie bardzo rozumiał, czym się zajmuję zawodowo, za każdym razem nie miało to większego sensu. Oczywiście wysyłałam i oczywiście natychmiast mnie odrzucano, bo zupełnie nie pasowałam profilem.

Będąc zarejestrowanym w RAV-ie, jesteśmy też w ich specjalnej bazie danych, z której skorzystać może pracodawca, szukający ludzi. I to jest dość niefajne... bo, jak się domyślacie, pracodawca szukający ludzi przez RAV szuka kogoś, komu może zaoferować nieco zaniżoną płacę - i kto ofertę nie bardzo może odrzucić (a jeśli to zrobi, to RAV się o tym na pewno dowie - a wówczas osoba może na pewien czas stracić zasiłek). Miałam taki przypadek raz - na szczęście okazało się, że w firemce potencjalnego pracodawcy mówi się wyłącznie w dialekcie szwajcarskim (a mój lekarz w piśmie dla UP napisał jasno, że jestem zdolna do podjęcia pracy, ale wyłącznie w środowisku, gdzie mówi się po niemiecku lub angielsku). Doradczyni nie była zachwycona, ale uznała moje racje.

W czasie bycia na bezrobociu nie wolno nam opuszczać Szwajcarii bez informowania o tym RAV-u. Za każdy miesiąc spędzony na bezrobociu przysługują nam dwa dni płatnego urlopu, można je jednak odbierać wyłącznie w pakiecie pięć, dziesięć, piętnaście, itd. Jeśli wyjeżdżamy i RAV o tym informujemy, a nie mamy uzbieranego urlopu - za dni pobytu za granicą nie wypłacą nam zasiłku. (Wyjazd bez poinformowania RAV-u, jeśli się o tym dowiedzą, może mieć poważne konsekwencje, dlatego ja osobiście ich informowałam). Poza tym nie robią z tego żadnego problemu; wyjeżdżałam dwa razy na wyjazdy długie i kilka razy na krótkie, parodniowe (z czego raz miałam uzbierany urlop dziesięciodniowy, ale było to i tak za mało, by pokryć prawie miesięczny wyjazd). Pewnie się wręcz  cieszyli, że na mnie zaoszczędzą. 

Świetną rzeczą, oferowaną przez RAV, są rozmaite kursy i szkolenia! Byłam u doradcy od spraw CV, listów motywacyjnych etc., który udzielił mi kilku przydatnych wskazówek i uładnił CV (treść była w porządku, natomiast forma nie dość atrakcyjna). Rzeczywiście zwiększyło to liczbę zaproszeń na rozmowy. Poza tym miałam kilka sesji u coacha, zajmującego się m.in. ludźmi po bore- i burnoucie. Był to człowiek bardzo otwarty, o żywej inteligencji, w związku z czym sesje te były samą przyjemnością. Dużo też mi pomogły; m.in. dzięki testowemu przeprowadzaniu rozmów kwalifikacyjnych. Poza tym poprosiłam doradcę o wysłanie mnie na kurs francuskiego (przypominam: w Szwajcarii jeden z języków oficjalnych)... i otrzymałam kilkumiesięczny kurs w postaci lekcji indywidualnych z nativem! czyli coś, co normalnie byłoby bardzo drogie. Nie musiałam oczywiście za te lekcje nic płacić. Nauczycielka była zachwycona, że trafiła się jej uczennica, która chce się uczyć, a ja - że mogę uczyć się w swoim tempie, zamiast dostosowywać do jakichś powolnych ludzi; i że cała uwaga i czas nauczycielki (bardzo zresztą fajnej osoby) jest tylko dla mnie.

Wszystkie te kursy i lekcje są po fakcie przez RAV kontrolowane - czy na nich byliśmy oraz w jaki sposób się na nich zachowywaliśmy, np. czy nanieśliśmy wyznaczone nam poprawki do CV, czy przychodziliśmy przygotowani na lekcje języka, itp. Doradcy i nauczyciele wysyłają w tym celu do RAV-u raport na nasz temat.        

W trakcie bycia na bezrobociu wypełniałam sumiennie wszystkie obowiązki dla UP i RAV-u, więc nie zostałam ukarana obcięciem zasiłku ani razu. Biorąc pod uwagę, ile dostaje się pieniędzy, nie można nazwać tych obowiązków ciężkimi... choć poczucie, że nad głową wisi konieczność robienia tego czy tamtego, pilnowanie terminów, jest w pewien sposób obciążające i stresujące. Bezsensowna była dla mnie też konieczność wysyłania aż dziesięciu CV - mogłam mówić o szczęściu, jeśli w ciągu miesiąca w ogóle pojawiła oferta, która byłaby dla mnie rzeczywiście interesująca. Tym razem bowiem, ze względu na boreout, nie było rozsądne iść na jakikolwiek kompromis, tylko musiałam szukać pracy tak długo, aż znajdę taką, która odpowiada mi pod wszystkimi istotnymi dla mnie względami (a były to: tematyka, charakter pracy, zadania, pensja, lokalizacja, międzynarodowy zespół) - aby zminimalizować ryzyko, że boreout powróci. W ciągu roku poszukiwań pojawiły się na rynku dokładnie trzy oferty, które wszystkie te wymagania spełniały - i dwie takie, które spełniały je w stopniu zadowalającym.    

Ta roczna przerwa była bardzo dla mnie ważna. Po pierwsze, pozwoliła mi odpocząć i podnieść się ze skutków boreoutu. Biorąc pod uwagę, że cały czas zobowiązana byłam do poszukiwań pracy (co oznacza, że oprócz wypełniania wytycznych RAV-u, odbywałam też rozmowy telefoniczne i twarzą w twarz, często w różnych odległych od domu miejscach), długo potrwało, nim poczułam się wypoczęta, a moje zdolności poznawcze wróciły do stanu sprzed boreoutu. Po drugie - przy okazji mogłam skupić się na bardzo znaczącym skróceniu TODO listy, zorganizowaniu ślubu i wesela w Polsce, odbyć kilka wyjazdów bez troski o zgodę pracodawcy na kilkutygodniowy urlop; i wreszcie - pouczyć francuskiego (gdy poczułam się znów gotowa na przyswajanie wiedzy). Zdaję sobie sprawę, że jestem szczęściarą, że boreout przydarzył mi się w Szwajcarii, a nie w Polsce - i bardzo doceniam tutejszy system dla bezrobotnych, nawet jeśli ze swej natury nie jest on zbytnio dostosowany do wyspecjalizowanych pracowników umysłowych. Niemniej - mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała do RAV-u wrócić.     












*jeśli dla kogoś względy te nie są oczywiste: próby odgrywania autorytetu w kwestiach, o których ktoś nic nie wie, znajduję najczęściej żenującymi 




Komentarze

  1. dzięki za informacje mozna z toba sie skontaktowac , interesuje mnie co musze wysłac pierwszy raz do kasy ? jakie dokumenty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, możesz napisać na blog.pryzmatycznie (at) gmail.com. Napisz w jakim kantonie mieszkasz.

      Usuń
  2. Hej,, mam pytanie czy w momencie aplikacji o zasilek mialas wazny permit? Mam taki problem ze moj permit B konczy sie dokladnie z dniem konca kontraktu. Poprosilam szefa o przedluzenie kontraktu o 3 miesiace, za co najprawdopodobniej dostne tylko permit L ktory podobno jest wazny tylko na okres posiadania pracy. Czyli ostatecznie nie bede miala permitu a pracowalam na pelen etat przez ostatnie 5 lat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, miałam ważny permit. Przykro mi bardzo, że dotknął Cię taki zbieg okoliczności, że permit i praca kończą się jednocześnie, ale nie poddawałabym się - złóż wniosek o odnowienie permitu. Masz prawo aplikować 3 miesiące przed utratą przez niego daty ważności (czyli w chwili, gdy wciąż będziesz zatrudniona).
      Z tego, co czytam, przy odnawianiu potrzebujesz tylko swojego aktualnego permitu i paszportu, nie piszą nic o umowie o pracę. Spróbuj - a jeśli odmówią, poszłabym jeszcze omówić swoją sytuację w Migrationsamt osobiście (szwajcarscy urzędnicy są na ogół bardzo życzliwi, warto spróbować). Trzymam kciuki!

      Usuń
  3. Witam. Czy pracując na 50 % można zarejestrować się w RAV?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry. Jeśli zostało się częściowo zwolnionym, to tak, można zarejestrować się w RAV.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty