Życie poza internetem.
Pierwsze uzależnienie w moim życiu pojawiło się, gdy miałam lat
siedemnaście. Miało na imię IRC. (Pamiętam jak dziś mój bezbrzeżny
smutek tamtego lata, gdy zaczęły się wakacje - jako że wtedy dostęp do
internetu miałam wyłącznie w szkole). Potem - często równocześnie - było
ICQ, Gadu-Gadu, pierwszy portal społecznościowy Google'a, którego nazwy
chwilowo nie umiem sobie przypomnieć, Grono, Facebook, Google+, Blip i
Blabler; wreszcie Twitter i Instagram. (Pewnie i tak coś pominęłam). Czytanie i pisanie blogów, udzielanie się na forach różnej maści; także tzw. odmóżdżanie przy pomocy czytywania komentarzy, forów
(zwłaszcza tych na Gazecie), portali plotkarskich czy miejsc hm,
zupełnie obcych mi światopoglądowo; i wiele, wiele innych tego typu
internetowych aktywności. W międzyczasie minęło kolejnych -naście lat i po
raz pierwszy w życiu poczułam przesyt. Nie, nie pojawił się jednego
dnia; narastał stopniowo, dlatego z pewnych miejsc odchodziłam - ale
potem szłam w następne i jakoś to się kręciło. Teraz, po raz pierwszy w
życiu, przesyt ten odczuwam do tego stopnia, że moja aktywność
internetowa ograniczyła się ostatnio samoistnie: de facto do czytania
kilku ulubionych blogów, pisania tego tu, Instagrama i (z rzadka)
Twittera. Pomijając kilkoro najbliższych przyjaciół, nie mam też nawet ochoty na konwersacje via net. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek to nastąpi - że
przyjdzie dzień, w którym internetu używać będę głównie w celach
praktycznych, jak kupno czegoś czy sprawdzenie rozkładu jazdy. (Nagle - niepostrzeżenie - zyskałam sporo
czasu!) Nie
sądziłam, ale ten stan rzeczy bardzo mi się podoba - co również jest dla
mnie zaskakujące; zaskakujące do tego stopnia, że aż zdecydowałam się o
tym tu napisać. Nie, nie mam zamiaru negować w żaden sposób lat
spędzonych w sieci; truizmem będzie stwierdzenie, że
zmieniły/ukształtowały moje życie na milion różnych sposobów i gdyby nie
internet, byłabym dzisiaj zupełnie kimś innym, wliczając w to takie
kwestie jak zawód wykonywany. Notka ta nie jest też łzawym podsumowaniem
tego, co było. Jest daniem wyrazu mojemu własnemu zdumieniu ze zmiany
wieloletniego stanu rzeczy - i z odczuwania znaczącego zadowolenia z tej zmiany.
Czego wszystkim Szanownym Czytelniczkom i Czytelnikom życzę, gdyż,
nieprawdaż, z grubsza chodzi nam właśnie o to, żebyśmy byli
zadowoleni.
Komentarze
Prześlij komentarz