Czy Szwajcaria to państwo policyjne? - czyli bzdury takie i owakie.

Dla tych co tl; dr - jakie głupoty krążą w polskim internecie na temat Szwajcarii.

W pięknym kraju nadreńskim zamieszkałam prawie dziewięć lat temu. Przez ten czas miałam możliwość zetknąć się z różnymi bzdurami, opowiadanymi o życiu w Szwajcarii (najczęściej przez osoby, które albo nigdy tu nie były albo pojawiły się przelotnie). Dziś notka o tych najpopularniejszych. Inspiracje - pewne polskie forum emigranckie oraz konto instagramowe dziewczyny, która wyemigrowała do innego kraju, a swego czasu spytała kogoś o różnicę między krajem swego zamieszkania a Szwajcarią - i uzyskała odpowiedź taką, że czytając to, nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. (N., jeśli to czytasz - bardzo mi to ułatwiło napisanie dzisiejszej notki, dzięki!)

Bzdura nr 1, czyli "Szwajcaria to państwo policyjne"

Czytając to, zawsze popadam w pewną zadumę. Państwo policyjne, to znaczy jakie? Takie, w którym nikt nie ufa obywatelowi, a władze kontrolują wiele jego prywatnych decyzji życiowych, np. dotyczących rozrodu? W którym niewinni trafiają do więzienia, jeden człowiek może bezkarnie prześladować drugiego, a policja nie kiwnie palcem, by pomóc? W którym wielu "niewygodnych" polityków popełnia nagle samobójstwa, a prawo jest regularnie łamane? Jeśli o to chodzi, mogłabym od ręki wskazać parę państw... ale żadnym z nich nie jest Szwajcaria. Natomiast jeśli mowa o państwie, w którym sąsiad nie ma prawa urządzać codziennych dzikich balang do czwartej nad ranem albo wiercić od rana do nocy bez chwili przerwy... w którym ani zwykli obywatele ani celebryci nie parkują tuż pod znakiem zakazu albo na środku ulicy... w którym limity prędkości obowiązują rzeczywiście, a nie tylko na papierze... w którym chodniki nie są zasłane psimi odchodami... to tak, mówimy o Szwajcarii. Ilekroć z ust któregoś obywatela kraju mojego pochodzenia pada stwierdzenie, że "ta Szwajcaria jest taka okropna, nic w niej nie wolno", uśmiecham się pod nosem z głęboką satysfakcją. Tak, nie wolno. Nie zanieczyścisz chodnika swoim psem (na marginesie: uwielbiam psy! ale moje uwielbienie nie rozciąga się - bo niby czemu by miało - na ich odchody). Nie będziesz ryczał w nocy na pół osiedla, trzaskał drzwiami ani puszczał muzyki na pełen regulator. Nie będziesz bezustannie używał wiertarki. Nie przemkniesz osiemdziesiątką przez osiedle pełne zwierząt i dzieci, w którym ograniczenie prędkości jest do trzydziestu. Nie ma "ułańskiej fantazji", na nic powoływanie się na "wolnoć Tomku w swoim domku". 

Gdy moi sąsiedzi z poprzedniego miejsca zamieszkania, studenci z równoległej rzeczywistości, w której nie istnieją słuchawki, zignorowali trzecią w tamtym tygodniu uprzejmą prośbę A., by ściszyli muzykę, bo jest już po dwudziestej drugiej (tak, był to trzeci dzień roboczy, bynajmniej nie weekend), wystarczyło napisać list do spółdzielni. Rytmiczne "umc umc", dochodzące z dwóch pięter niżej o czwartej nad ranem, nie powtórzyło się nigdy więcej. 
Gdy idę chodnikiem i nie muszę wpatrywać się w płyty, bo z pewnością nie wdepnę w żadną śmierdzącą niespodziankę. 
Gdy przechodzę przez ulicę, czasami nawet NIE patrząc (tak, wiem, wszystkim polskim piratom drogowym gotuje się w tym momencie pod czaszką) i wiem, że szanse, że ktokolwiek mnie rozjedzie, są minimalne - bo tutaj to pieszy ma pierwszeństwo... i tadam! to jak najbardziej funkcjonuje.
Gdy wsiadam w samochód i wiem, że prawdopodobieństwo wypadku jest małe (Szwajcaria jest drugim najbezpieczniejszym krajem europejskim pod względem śmierci na drodze), współużytkownicy drogi uprzejmi, a nawet jeśli zdarzy się jakaś drobna stłuczka, to sprawa zostanie rozwiązana kulturalnie i spokojnie, bez wrzasków pełnych nienawiści i agresji - i bez groźby przemocy fizycznej.
Gdy wiem, że w każdym urzędzie obsłużona zostanę uprzejmie, cierpliwie i kompetentnie - i to niezależnie od tego, jak dobrze władam tutejszym językiem.
Gdy składanie reklamacji, skargi czy odwołania nie wiąże się z byciem postrzeganą z góry jako oszustka, a sprawa zostaje rozpatrzona szybko i w miłej atmosferze.
Gdy własność publiczna nie jest zdemolowana w żaden gorszy sposób niż pojawiające sie tu czy tam graffiti.       

Jeśli to jest państwo policyjne - to tak, uwielbiam żyć w państwie policyjnym!

PS W strasznym państwie policyjnym Szwajcaria wiosną, latem i jesienią od bardzo wielu grupek młodzieży czuć słodki zapach pewnego zioła, nigdy za to nie widziałam, by ktokolwiek tę młodzież za to ścigał. Spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest legalne, o czym już kiedyś wspominałam przy pisaniu tej notki. Aborcja do trzeciego miesiąca ciąży wykonywana jest na życzenie kobiety i jest to refundowane przez podstawowe ubezpieczenie zdrowotne. Pigułki "po" są dostępne bez żadnego problemu w każdej aptece (odpłatnie). Jeśli jest się śmiertelnie chorym, można odejść bez cierpień dzięki organizacji Exit, która zajmuje się eutanazją na życzenie (odpłatnie). Nie, małżeństwa osób homoseksualnych wciąż jeszcze niestety nie są dozwolone, ale osoby takie mogą zawrzeć związek partnerski, który zapewnia im sporo praw takich, jakie ma małżeństwo (więcej szczegółów np. tutaj).   Dopisek z 26.09.2021: małżeństwa dla wszystkich są już dozwolone!

Bzdura nr 2, czyli "w Szwajcarii nie wolno nawet spuścić wody w kiblu po dwudziestej drugiej, bo sąsiedzi wezwą policję"

To może najpierw anecdata, trochę o moich doświadczeniach: mieszkałam tu w czterech różnych kantonach, w pięciu różnych mieszkaniach. W jednym z nich - w Basel - trafiła mi się wredna sąsiadka (Niemka), która czepiała się absolutnie wszystkich o absolutnie wszystko. Do mnie miała pretensje, że za późno się kąpię (fakt, miała trochę racji: dość często urządzałam wtedy kąpiele w w okolicach północy) i raz o słuchanie za głośno radia (niesłusznie, nie słuchałam głośno i było to o godzinie 15:00, ale pomyślałam, że może miała gorszy dzień i po prostu ściszyłam). W każdym z pięciu mieszkań jak najbardziej - jak każdy - korzystałam normalnie z toalety, nie patrząc na zegarek (co to w ogóle za absurd?) W pozostałych czterech mieszkaniach zdarzało mi się też brać kąpiel w okolicach dwudziestej trzeciej czy północy i nikt się nigdy z tego powodu nawet nie skrzywił. I tu didaskalia: wredną sąsiadkę miałam, mieszkając w bardzo starym bloku - z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Budynek ten miał dość cienkie ściany. Nowe budownictwo szwajcarskie (z jakichś ostatnich trzydziestu lat?) charakteryzuje się solidnymi ścianami, tak więc żeby sąsiad/ka miał/a powód do skarg - czyli żeby w ogóle Was usłyszeli - trzeba się NAPRAWDĘ postarać. (Tak, hałaśliwi studenci byli w takim właśnie nowym bloku, gdzie od pozostałych sąsiadów nie dochodziły nawet szmery... możecie sobie wyobrazić, jak bardzo studenci musieli szaleć, skoro byliśmy w stanie usłyszeć ich dwa piętra wyżej!)   

W ciągu minionych dziewięciu lat nigdy nie poznałam nikogo, do kogo zostałaby wezwana policja dlatego, bo ośmielił się po dwudziestej drugiej spuścić wodę w toalecie - ani nikogo, kto znałby takiego kogoś osobiście. Niemniej, specjalne dla Was, spytałam jeszcze doktora Google'a. I co znalazłam? (No dobra, kłamię, poprosiłam A., żeby to sprawdził, bo przyszedł i zapytał, o czym piszę... więc tak naprawdę to on to znalazł). Że jest to typowa urban legend, bo prawo szwajcarskie nie przewiduje w ogóle przyjęcia takiej skargi - jako że spuszczanie wody w toalecie, niezależnie o której godzinie, to czynność całkowicie legalna. Tak samo, jak się okazuje, w pełni legalne jest hałasowanie podczas seksu (niem. Lustgeräusche), płacz dziecka itd.      

Tak więc jeśli przed przeprowadzką do Szwajcarii powstrzymuje Was lęk, że opróżnienie pęcherza po dwudziestej drugiej będzie niemożliwe, teraz możecie się go wyzbyć (lęku, nie pęcherza) i śmiało przyjeżdżać!

Bzdura nr 3, czyli "te Szwajcary to takie bogate i nic, tylko się tym swoim bogactwem chwalo*"

To akurat sprawiło, że złośliwie się uśmiechnęłam. Cóż, ktoś, kto tak twierdzi, po pierwsze, najwyraźniej cierpi na silne ataki zawiści (czego teoretycznie można by współczuć, ale jakoś niezbyt wiele mam współczucia w stosunku do zawistników), po drugie - najwyraźniej nigdy nie poznał prawdziwego/j Szwajcara/Szwajcarki. Naród ten bowiem, mówiąc w skrócie, cechuje protestancka skromność. Zapytasz Szwajcara, czy mówi dobrze po angielsku? Nie, tylko trochę, odpowie, po czym za chwilę włączy się w konwersację z bezbłędnym oksfordzkim akcentem. Ubrania, buty, dodatki? Przede wszystkim jakość, nie marka; a jeśli już marka, to z dyskretnym logo. I ten niedbały wdzięk, z jakim to wszystko noszą, niemal nie zwracając na to uwagi. (My zwracamy - my, pochodzący z biedniejszych krajów; krajów, gdzie torebka Chanel oznacza zwykle raczej podróbkę kupioną na bazarku niż w butiku firmy. My, którzy dorobiliśmy się tak niedawno, poczynając od normalnego papieru toaletowego i kawy, na dobrej jakości samochodach skończywszy. Ale to naprawdę temat na inną notkę). Samochód? Przede wszystkim praktyczny. Te najładniejsze, bling-bling, są nawet (rasistowsko, niestety) określane mianem "samochodów dla Jugo" ("Jugo" to pogardliwe określenie osób pochodzących z terenów byłej Jugosławii) - albo nabywane przez osoby w kryzysie wieku średniego (tak, kierowcy najpiękniejszych aut są tu w większości przypadków osobami starszymi). 

Bzdura nr 4, czyli "tak naprawdę Szwajcarzy to tacy Niemcy i są blondynami"

Erm, no więc nie. Nawet bardzo nie. Najpopularniejszy typowo szwajcarski fenotyp to czarne włosy + brązowe oczy (nie zapominajcie, że tu jest ogromna domieszka krwi włoskiej!**) Blond jest tak naprawdę bardzo rzadko tu spotykany - tak rzadko, że mój blond kolega-Szwajcar z byłej pracy zwierzył się kiedyś, że gdy wyjeżdża na wakacje, nikt mu nie wierzy, że jest Szwajcarem - wszyscy myślą, że jest Rosjaninem***. A co do tego, że Szwajcarzy to tacy Niemcy... jest to dokładnie taka prawda jak w tym, że Polacy to tacy Rosjanie. A statystyczny Szwajcar, porównany do Niemca, będzie tak samo uszczęśliwiony, jak Polak porównany do Rosjanina (ile razy przyjęliście z zachwytem usłyszane od cudzoziemca: "a, Polska... to tak naprawdę taka Rosja, nie?")

W sumie to miałam się jeszcze poznęcać nad paroma głupotami... ale już mi się nawet nie chce, w końcu ile można. Trzymajcie się zdrowo!               






*błąd ortograficzny zamierzony

**co oznacza, że z polskiej perspektywy bardzo wielu Szwajcarów jest przystojnych (a z mojej osobistej dodam jeszcze - są nie tylko przystojni, ale i schludni, zadbani i dobrze ubrani... co oznacza, że spacery ulicami np. Zurychu dostarczają zarówno kobiecemu oku, jak i nosowi przyjemności). Jeśli chodzi o kobiety, widuję tu również wiele pięknych dziewczyn, aczkolwiek znajomi z Polski twierdzą, że te ładne to wszystko cudzoziemki. Nie wiem, nie sprawdzałam ich narodowości. Słyszałam natomiast, że najpiękniejsze Europejki to ponoć Ukrainki; i mam wrażenie, że np. Instagram zasadniczo to potwierdza.        
***ha, jak dobrze to znam... wszędzie biorą mnie za Francuzkę lub Rosjankę; pamiętam np. pewnego sprzedawcę w Stambule... "you are from Switzerland? but you look like Russian people!" Dwóch, dwóch tylko obcych ludzi na świecie było w stanie rozpoznać we mnie Polkę - co ciekawe, jeden był z jakiegoś państwa afrykańskiego, a drugi z Dominikany. 




                                

Komentarze

  1. Bardzo trafiony komentarz. Fajnie że ktoś w końcu o tym napisał. Mam poczucie że powtarza się stereotypy o Szwajcarii wśród Polaków za często!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ten temat planowałam poruszyć już od długiego czasu - i w końcu się udało!

      Usuń
  2. Nie na temat,ale o Szwajcarii.�� W 1988 roku zwiedzałem przez miesiąc Szwajcarię,korzystając z biletu "Swiss Pass".Ani razu nie zdarzyło się,żeby jakikolwiek pociąg lub inny środek lokomocji(autobus,tramwaj,statek,kolejki górskie) spóźnił się choćby minutę.Wszystkie zaplanowane wycieczki,a było ich bardzo dużo,mogłem odbyć tak,jak chciałem.Powiedzenie "jak w szwajcarskim zegarku",w Szwajcarii sprawdza się perfekcyjnie.Chciałbym,żeby Polska,żeby Polska,żeby Polska była...Szwajcarią.��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jedna z wielu świetnych rzeczy tu. I tak, pięknie by było, gdyby Polska dążyła w tym kierunku...

      Usuń
  3. W momencie wjazdu do Szwajcarii masz zakładaną "teczkę" i jesteś inwigilowana jak w krajach komunistycznych. Wielki Brat patrzy cały czas na Ciebie. 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie się właśnie nie podoba ta szwajcarska skromność i zbyt sztywne trzymanie się zasad. To że są bogatym państwem nie oznacza że mają żyć jak biedacy. Zero w tym życia i jakiegoś koloru.
    Mnie się na przykład podoba jak to wygląda w Azji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymanie się zasad oznacza według Ciebie "życie jak biedacy"? Interesująca, choć nader smutna interpretacja...

      Co do Azji - to spory kontynent. W Japonii czy Korei Płd. masz społeczeństwa podobne do szwajcarskiego: rozumiejące sens pewnych reguł społecznych i przestrzegające ich. W Chinach, Afganistanie, Korei Płn. oraz azjatyckich krajach arabskich - różny stopień zamordyzmu: tam prawa obywateli, zwłaszcza niektórych, podobnie jak prawa człowieka, nieszczególnie są przestrzegane. W Rosji czy postradzieckich republikach faktycznie, tam jakiekolwiek zasady dotyczą wyłącznie obywateli nieposiadających odpowiedniej ilości pieniędzy. Czy jest to takie dobre, to już inna sprawa... Pisząc zatem, że "podoba Ci się, jak to wygląda w Azji", tworzysz komunikat daleki od jakiejkolwiek precyzji, a wręcz wewnętrznie sprzeczny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty