Powrót do przeszłości, czyli bazylejski karnawał.

Karnawał w Bazylei obchodzony jest hucznie - wiele firm/sklepów w tym czasie krócej pracuje; niektóre firmy przewidują dla pracowników kilka dni urlopu lub pracę zdalną, żeby można było należycie się skupić... jako że każdego dnia ulicami miasta maszerują przebierańcy, grający na najrozmaitszych instrumentach. Bazylea nie jest bardzo dużym miastem (jakieś 3x mniejszym od Gdańska), pojęcia zatem nie mam, skąd bierze się aż tylu uczestników parady karnawałowej - wygląda, jakby absolutnie każdy mieszkaniec miasta brał w tym udział. Zadziwiające dla mnie jest też to, że każdy z tego nieprzebranego tłumu ludzi potrafi na czymś grać (flet, perkusja, trąbka itd.)

A jak wygląda karnawałowa parada? Są to tłumy przebierańców - zarówno dzieci, osób dorosłych, jak i starszych (w wózkach ciągnięto nawet zupełnie małe dzieciaki) - ze zorganizowanych grup/kół/związków (nie wiem, co jest tu najwłaściwszym określeniem) [11.02.2018 - właściwym określeniem jest "clique", czyli klika], przechodzące i przejeżdżające głównymi ulicami miasta (wyłączonymi na ten czas z ruchu). Osoby grające na instrumentach idą, na wozach - ciągniętych najczęściej przez traktory - jadą natomiast ci, którzy rzucają w tłum słodyczami/owocami/kwiatami/warzywami/zabawkami i sypią gigantycznymi ilościami konfetti. Na słodycze czy owoce polują zarówno dorośli, jak i dzieci - z przyjemnością zaobserwowałam natomiast, że nie ma wśród dzieciaków bicia się o łup ani wyszarpywania sobie zdobyczy; wszystko jest traktowane jako zabawa. Najwięcej łupów trafia oczywiście w ręce dzieci, jako że podbiegają tuż do wozów i wyciągają ręce, ale i mnie się coś niecoś trafiło, choć niespecjalnie się starałam o zdobycz. (Trochę później żałowałam, jako że okazało się, iż rzucali wyjątkowo smacznymi mandarynkami). Wozy i wszelkie inne pojazdy są oczywiście udekorowane - a samo przebranie jest tematyczne, nawiązujące aluzyjnie do sytuacji politycznej, gospodarczej, bajek, czegokolwiek; pomysły są bowiem przeróżne. Nie byłam, niestety, w stanie wychwycić większości aluzji, jako że raz, iż na polityce szwajcarskiej słabo się wyznaję, a dwa - napisy były po szwajcarsku, co znacząco utrudnia zrozumienie. Nieliczne aluzje, jakie pojęłam, odnosiły się do (tonącego) euro i ogólnie UE, produktów Apple'a (Szwajcarzy, podobnie jak Niemcy, bardzo lubią Apple'a i większość społeczeństwa jest tu obficie w produkty applowe zaopatrzona), USA, franka szwajcarskiego (Szwajcarzy wydają się lubić swoją walutę) czy kwestii bezrobocia (haha, bardzo zabawne). Widziałam także jakieś aluzje do papieża (jeden z uczestników parady był za niego przebrany - uwieczniłam to na zdjęciu) i do krzyża - stwierdzam zatem, że najwyraźniej pojęcie "urażonych uczuć religijnych" tu nie istnieje. Na karnawale spędziłam kilka godzin jednego dnia - przez ten czas nie powtórzył się ani jeden zespół paradujący (a parady trwają codziennie przez ileś dni!) Zdjęcia znajdują się tutaj.

Komentarze

Popularne posty