Reaktywacja.

Kilka dni temu, podczas rozmowy prowadzonej w języku polskim, dwukrotnie odruchowo odpowiedziałam po niemiecku. Wniosek wyciągam jeden - pisanie #w140 to za mało, przydałaby się dłuższa forma. Na przykład powrót tu.

Widzę, że ostatni raz pisałam tutaj trzy lata temu. Trochę się od tego czasu w moim życiu pozmieniało - nowy związek, nowa praca, nowe miejsce zamieszkania. Przeniosłam się do Szwajcarii centralnej: co dało mi możliwość poznawania kraju trochę od nowa... i zweryfikowania niektórych opinii, ukształtowanych przez pierwsze lata emigracji.

Z kantonu protestanckiego przeniosłam się do katolickiego. W praktyce oznacza to więcej dni świątecznych. (Więcej nie znaczy dużo, wciąż nieustannie zazdroszczę Francuzom i Niemcom). Katolickość kantonu przejawia się też - niestety! - w godzinach otwarcia sklepów. W sobotę są one czynne tylko do 16:00. (Przypomina mi to dzieciństwo, a konkretnie czasy sprzed pojawienia się w Polsce hipermarketów). Dla porównania, np. w Zurychu zakupy robić można do godziny 20:00. Jak widać, każdy kanton ustala własne zasady w tej materii. Oczywiście, mimo upływu kilku lat ciągle tęsknię za możliwością robienia zakupów w niedzielę. Może kiedyś tu też będzie to możliwe - z rozmów ze szwajcarskimi znajomymi wyciągnęłam wnioski, że o ile pokolenie 40+ postrzega zakupy w niedzielę jako "absolutnie nie", o tyle dwudziestoparolatkom takiej możliwości brakuje. Zatem kto wie...

Po przeprowadzce odkryłam też, że karnawał (obchodzony w Szwajcarii hucznie, a nazywany Fasnacht), w kantonach katolickich odbywa się wcześniej niż w protestanckich. W sumie logicznie - zgodnie z katolickim kalendarzem; kończy go Środa Popielcowa. Karnawałowa muzyka też zależna jest od kantonu. Tutejsza jest moim zdaniem świetnym podkładem pod imprezę, podczas gdy ta w Bazylei jest niesamowita i trochę przerażająca. Tradycyjne słodkości karnawałowe też różnią się kantonalnie, ale jest jeden wspólny mianownik: posypane cukrem pudrem wafle. Kupiłam je dziś po raz pierwszy; jakoś nigdy wcześniej nie miałam chęci spróbować.

Po piętnastu latach przerwy, od kilku miesięcy posiadam telewizor. Używany jest rzadko, głównie do seriali, ale wczoraj A. włączył Swiss Music Award. Jako że oczywiście w szwajcarskiej tv mówią po szwajcarsku, niewiele zrozumiałam - za to okazało się, że rozpoznaję wszystkie nominowane utwory, bo to dokładnie te, których codziennie rano słucham w radiu. (Tak, te po angielsku też). Oraz okazało się, że ludzie z Ticino mają dziwny akcent - coś a la "arr ju toking tu mi?"

Komentarze

  1. Hej. Przede wszystkim polecam wrócić na joggera. :-) Blogi systematycznie upadają, a tam masz szansę na jakiś odzew. Przemyśl to, bo nie piszesz go tylko dla siebie. Po drugie. To jak nauczyłaś się mówić po niemiecku?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty