Wspólny mianownik.

Jakąś połowę życia temu byłam strasznie nieszczęśliwa, jeśli piątkowy czy sobotni wieczór miałam spędzić w domu. Chciałam bawić się, imprezować, szaleć!... Niestety rodzice moich najbliższych koleżanek nie byli tak liberalni jak moi, więc wspólne wyjścia były dość rzadkie.

W chwili obecnej perspektywa spędzenia piątkowej czy sobotniej nocy w miejscu hałaśliwym, pełnym obcych ludzi i trucizny w płynie napawa mnie silną niechęcią. Weekendowy wieczór idealny jawi mi się jako własne, wygodne łóżko, książka lub laptop i cisza. Spokój.

Miewam od czasu do czasu pewne wyrzuty sumienia w tej kwestii, że, nieprawdaż, nie bardzo chce mi się poznawać nowych ludzi, bardziej integrować, a więzi (z wyjątkiem najbliższych) najbardziej lubię podtrzymywać przez internet. I otóż powyższy temat wypłynął jakoś samoistnie w pracy, podczas przerwy na kawę. Po czym okazało się, że wszyscy koledzy powyżej dwudziestego piątego roku życia w pełni podzielają mój punkt widzenia.
I jak tu ich nie uwielbiać!

Komentarze

  1. piąteczka, Isk ;)

    mam tak samo. kindle, kot, kubek herbaty - i jest dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to samo. Od dawna już w sumie. I nie lubię zostawiać mojego kotka samego;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty