Takie tam, o szukaniu pracy w Szwajcarii.

Przyszła jesień. Dzisiaj. Coś chciałam, ale co? Miałam jakieś tematy na notkę, ale już nie pamiętam. Marznę w pracy, jak zwykle. Koledzy nie marzną, jak zwykle. Nie wiem, ile razy już usłyszałam w Szwajcarii "ale jak to, przecież Ty jesteś z Polski, a tam to w ogóle jest ZIMNO!" Szczytem wszystkiego było, kiedy w poprzedniej pracy ja trzęsłam się z zimna, a kolega twierdził, że jest przyjemnie rześko. Kolega pochodził z Kamerunu.
Życie jest niesprawiedliwe, a mężczyźni bardziej odporni na zimno. Udowodnione badaniami naukowymi, opisane np. tu. (Kiedy nadejdzie ten dzień, że będę ścigana przez headhunterów, ścielących mi pod stopy niesamowite kontrakty, zażyczę sobie własnego biura, w którym temperatura nie będzie nigdy spadać poniżej +30 C. Howgh).

A właśnie, co do headhunterów, a właściwie zatrudnienia jakiego takiego w pięknym kraju nadreńskim... Co się przydaje, żeby mieć i za co ceni się tu polskich pracowników? Rozpatrzę to na przykładzie dobrze mi znanym, czyli inżynierów/magistrów "technicznych" płci obojga.

Jeśli pracy szukamy po prostu z ogłoszenia, nie znając tu nikogo (i nie mając tym samym szansy na bycie przez kogoś poleconym) - niewątpliwie przydaje się dyplom ukończenia szkoły wyższej. Szwajcarzy cenią bowiem dyplomy, certyfikaty i wszelkiej maści papiery potwierdzające oficjalnie, że umiemy to co umiemy. Najwyżej cenione są oczywiście papiery wydane przez uczelnie szwajcarskie, ze szczególnym uwzględnieniem ETH, ale jako że miejsc pracy jest dużo, a wykwalifikowanych pracowników helweckich o wiele mniej, nie gardzi się też kandydaturą absolwentów z innych rejonów Europy (i świata). 
Oczywiście pod warunkiem, że w ślad za tą kandydaturą idzie wiedza i jakieś - przynajmniej niewielkie - doświadczenie zawodowe. Naturalnie, im doświadczenie większe, tym lepiej dla delikwenta. W przypadku wielu stanowisk otrzymanie ich jest uzależnione od lat doświadczenia zawodowego. W związku z czym na przykład szansa, żeby ktoś z doświadczeniem zaledwie paroletnim pracował na stanowisku seniorskim, jest w Szwajcarii nader nikła (być może takie przypadki istnieją, ale osobiście nigdy o żadnym nie słyszałam). 
Doświadczenie zawodowe rodem ze Szwajcarii cenione jest wyżej niż to z innych krajów; podobnie jak dużym plusem dla nas jest posiadanie szwajcarskich świadectw pracy. Zawierają one opis zadań, wykonywanych przez pracownika, a także opis pracownika jako takiego. W trakcie rekrutacji musimy być przygotowani na to, że potencjalny pracodawca zadzwoni do pracodawców poprzednich (z wyłączeniem aktualnego, oczywiście - jeśli szukamy nowej pracy będąc wciąż zatrudnieni) i ich o nas wypyta. Niektórym ciężko jest wytłumaczyć, że na przykład w kraju Polska większość firm nie daje pracownikowi żadnych referencji i że ten stek bezużytecznych informacji o wykorzystanych dniach urlopu czy chorobowego to naprawdę jest polskie świadectwo pracy, tak, tak ono właśnie wygląda.
Jeśli pracy szukamy poza wielkimi korporacjami w Zurychu czy Genewie, nie od rzeczy jest także znać niemiecki (a w części francuskojęzycznej - obowiązkowo francuski, we włoskiej zaś włoski. Retoromańskiego szczęśliwie nikt nie oczekuje). Z samym angielskim pracę da się tu co prawda znaleźć - przynajmniej w części niemieckojęzycznej; we francusko- podobno to niewykonalne - ale jest to dużo trudniejsze. W przypadku nieznajomości niemieckiego plusem będzie chęć szybkiego nauczenia się go. Wiele tutejszych firm chętnie opłaca pracownikom takie kursy; sama chodziłam przez trzy semestry, celem odświeżenia języka.

A za co polski pracownik jest w Szwajcarii ceniony? Przede wszystkim za cechy, których większość Szwajcarów nie posiada lub posiada w stopniu relatywnie niewielkim: umiejętność improwizacji, myślenia poza schematem i znajdowania wyjścia z sytuacji pozornie beznadziejnej. Innymi słowy za to, do czego świetnie przygotowało nas życie w kraju pochodzenia! 
Cenne w oczach szwajcarskiego szefostwa jest również przyjmowanie na barki zadań wykraczających poza zwykły poziom trudności - bez kręcenia nosem, że nie, tego nie chcemy robić, bo nie umiemy, a w ogóle to nam się nie chce i nie mamy już więcej pomysłów i niech ktoś inny to zrobi. Niepoddawanie się w takiej sytuacji i ślęczenie nad problemem tak długo, aż go rozwiążemy, wywoła zachwyt. Jeśli do tego potrafimy pracować samodzielnie, bez nękania współpracowników co minutę pytaniami, zachwyt wzrośnie jeszcze bardziej. (Wzrost zachwytu przekłada się zazwyczaj po podsumowaniu rocznym na podwyższenie kwoty wpływającej miesięcznie na nasze konto, dlatego warto go wywoływać). 
Szwajcarscy szefowie cenią też u pracownika umiejętność szybkiej nauki i (uprzejme!) wypowiadanie swojego zdania podczas dyskusji. W oczach szwajcarskich współpracowników statystycznie zaplusujemy uprzejmością, starannością wykonywania zadań i słownością; a także - podobnie jak u szefostwa - wypowiadaniem swojego zdania podczas dyskusji. Niestety umiejętność dyskusji konkretnej i krótkiej cenię w tym kraju chyba tylko ja.
Odporność na stres i umiejętność pracy pod presją czasu jest tu też naszym dużym atutem, ponieważ stresu w pracy się tu właściwie nie doświadcza, podobnie jak pośpiechu. (To znaczy Szwajcarzy twierdzą, że tak, ale kogoś, kto pracował w Polsce, może to wyłącznie rozbawić).

Jeśli zaś chcemy do siebie szwajcarskich kolegów czy szefostwo zrazić i błyskawicznie wylecieć z pracy, nic prostszego - musimy tylko być agresywni, chamscy oraz ostentacyjnie ignorować obowiązki służbowe. Wilczy bilet gwarantowany! 

Komentarze

Popularne posty