Alpy. I więcej nic.

Dla tych, co tl;dr - o tym, co kocham, czyli o górach.


Z pewnym zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, że nigdy nie poświęciłam żadnej notki aktywności, którą uwielbiam i która stanowi znaczną część mojego życia w Szwajcarii - a mianowicie chodzeniu po górach. Gdy tylko pogoda dopisuje, spędzam na wędrówkach praktycznie każdy dzień wolny. (Skalę zjawiska być może zilustruje fakt, że minęło ponad pięć lat, a ja nadal tak samo cieszę się i wyczekuję na każdy słoneczny weekend. To musi być miłość...)



Nie jest oczywiście możliwe, żebym opisała każde z miejsc, jakie odwiedziłam w ciągu ostatnich pięciu lat; a to z prostego powodu - są ich setki. Należę do osób, które w restauracji czy barze zamawiają przede wszystkim te rzeczy, których jeszcze nie znają, jeśli tylko są takie w menu - i ta sama tendencja widoczna jest w innych aspektach mojego życia, na przykład właśnie wycieczkach górskich. Wpływ na wybór miejsca ma również pogoda - niejednokrotnie jeździłam na drugi koniec Szwajcarii właśnie dlatego, że tylko tam miało być słonecznie. Tym sposobem zdążyłam odwiedzić już każdy kanton, w którym znajdują się góry.


Prócz tego, jako zapalona fanka kolejek linowych i szynowych, postawiłam sobie za cel skorzystanie przynajmniej raz z każdej takiej kolejki w Szwajcarii (listy można znaleźć np. tu i tu, nie wiem, na ile się pokrywają - noszę się z zamiarem połączenia ich). Kolejki bywają tu bardzo różne - od tradycyjnych krzesełkowych, po rozmaite gondolowe - maleńkie i duże, staromodne i zupełnie nowe, "kabrioletowe" (bez połowy ścian lub z możliwością wejścia na dach) i obrotowe... Najbardziej lubię te maleńkie, samoobsługowe - jeżdżą 24h/dobę i zazwyczaj nie ma do nich żadnych... kolejek.


Istnieje natomiast wspólny mianownik wszystkich miejsc, w jakich tu byłam - a mianowicie wszędzie jest pięknie. Obojętnie, czy przyjeżdżacie do Szwajcarii na urlop, czy tu mieszkacie, niezależnie, jakim zapasem gotówki dysponujecie (najsłynniejsze miejsca turystyczne są niestety drogie lub bardzo drogie; najdroższym jest Jungfraujoch, gdzie wjechać można wyłącznie pociągiem, a cena biletu za 1 osobę to ok. 200 CHF) - jeśli tylko jest piękna pogoda, na jakikolwiek szlak się nie wybierzecie, ręczę, że nie będziecie rozczarowani.


Oznakowane szlaki szwajcarskie (w górach i dolinach, tzw. Wanderweg) to ok. 65 tys. kilometrów, można więc wybierać i przebierać! Są takie odpowiednie dla ludzi z bardzo dobrą kondycją i dla "niedzielnych" turystów; dla ludzi z dziećmi w wózkach i z nieco starszymi; na najróżniejszej wysokości (co pozwala np. zakosztować zimy w lecie, jeśli ktoś ma takie pragnienie), biegnące przez kompletne pustkowia (to rzadkość) lub poprzez pastwiska krów i gospodarstwa górskie (gdzie często nabyć można swojskie sery i kiełbasę), w pobliżu jezior, rzek i wodospadów...


 Godnymi polecenia serwisami, z których czasem korzystam przy planowaniu wycieczek, są ten oraz ten. Mają one dobre wyszukiwarki, pozwalające wybrać np. trasy letnie czy zimowe, poziom trudności i wiele innych zmiennych. Poza tym każdy kanton/gmina drukuje bezpłatne ulotki i mapy dla turystów - można je znaleźć w informacji w danym mieście, na dworcach i przy kasach kolejek. Zazwyczaj drukowane są osobno mapy/przewodniki zimowe oraz letnie (sezon zimowy w Alpach - zależnie od wysokości - trwa mniej więcej od końca października do maja).


Na prawie wszystkich szlakach można też liczyć na to, że po drodze będzie co najmniej jedna restauracja. (Uwaga, w kwietniu i w maju, czyli w tzw. międzysezonie sporo restauracji jest zamkniętych; to samo zresztą tyczy się kolejek). W większości z nich jedzenie jest dobre lub bardzo dobre; wyjątkiem są zazwyczaj te samoobsługowe. W części francuskojęzycznej trzeba też niestety pamiętać, że ciepłe jedzenie (lub jakiekolwiek jedzenie w ogóle) serwowane jest, modą francuską, li tylko w określonych godzinach. (W kantonach francusko- i włoskojęzycznych mam też negatywne doświadczenia z obsługą - jest najczęściej baaaardzo powolna, nierzadko też niezbyt miła).


W słynnych miejscach turystycznych (np. Jungfraujoch czy obrotowa restauracja Piz Gloria na Schilthornie, filmowana w którymś z Bondów) warto wcześniej zarezerwować stolik, bo obłożenie bywa znaczne. Warto też pamiętać o takiej oczywistości, jak sprawdzenie temperatury w miejscu, do którego się wybieramy - i zabranie odpowiednich ubrań/butów, bo może się okazać, że szorty i krótki rękaw, dobre u stóp góry, gdzie w gorącym sierpniowym słońcu jest +30, słabo sprawdzą się na trzech tysiącach metrów, gdzie jest +2. (Oczywistości typu okulary przeciwsłoneczne, krem z mocnym filtrem czy nakrycie głowy są jasne chyba dla każdego).


Jeżeli mamy szczęście, możemy napotkać w Alpach ich stałych lokatorów (i nie mam tu na myśli krów, kóz ani owiec, których całe stada pasą się dosłownie wszędzie, a dźwięk ich dzwonków natychmiastowo przywodzi mi na myśl słoneczny letni dzień w górach...) Z moich doświadczeń wynika, że najłatwiejsze jest to w Wallis. Do tej pory udało mi się zobaczyć borsuka, kozice górskie, zająca śnieżnego, świstaki oraz orła (a także oczywiście sarny, jelenie, zaskrońce i setki jaszczurek...)  

O ile góry kocham o każdej porze roku, mój ulubiony sezon rozpoczął się właśnie teraz - łąki pełne kwiatów, pierwsze poziomki, dłuuugie dni i mnóstwo słońca...    





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty