O tym, jak nie zyskać popularności na Instagramie.

Dla tych co tl;dr - notka wyłącznie dla ludzi, posiadających konto na Insta; reszta albo się zanudzi albo nie zrozumie osocho.

Wielu popularnych w dzisiejszych czasach blogerów dostarcza wszelkiej maści poradników, recept czy też list typu „dziesięć rzeczy, które...” Postanowiłam wpisać się w obowiązujący trend i również dostarczyć poradnik. Zgodnie z wspomnianym już kiedyś na łamach niniejszego bloga faktem, że piszę o rzeczach, na których się znam, dziś będzie o tym, jak nie uzyskać popularności na Instagramie. 
No, to lecimy!

Porada pierwsza - czyli totalne bezhołowie. Potencjalni obserwujący przychodzą i zostają tylko wtedy, gdy utrzymujesz konkretną tematykę - nieważne, jaką, ale musi jakaś być! Na przykład koty (koty są zawsze popularne i zresztą nic dziwnego, internet is for... eee... for cats!), przepisy kulinarne (interesujące na przykład dla mnie w takim samym stopniu jak piłka nożna, ale tak, zdaję sobie sprawę, że jestem w nikłym procencie, jeśli nie promilu, wygląda bowiem na to, że większość ludzkości kocha gotować), zdjęcia w bikini... nieważne, co - byle konsekwentnie. Jeśli więc chcesz uniknąć napływu followersów,   jednego dnia opublikuj zdjęcie kota, ściągając do siebie miłośników kotów, drugiego - zdjęcie w bikini, a trzeciego swój obiad. Wówczas rozczarowani miłośnicy kotów znikną błyskawicznie, jeśli nie w drugim, to najdalej w trzecim dniu, a w ślad za nimi podążą nie mniej nieukontentowani fascynaci bikini. Za nimi zaś odejdą zniechęceni wielbiciele jedzenia, gdy tylko jako kolejną wrzucisz fotę gór. Tak więc pamiętaj - brak instafejmu to przede wszystkim miszmasz wszelkich możliwych zdjęć! Razem wziąwszy, można by je oczywiście przypisać do kategorii lifestyle, ale ta kategoria grozi Ci napływem followersów wyłącznie wtedy, jeśli nazywasz się Beyonce czy Justin Bieber. Większość globalnego społeczeństwa nie jest zainteresowana tym, jak żyją inni zwykli ludzie, bo przecież wiadomo, jak żyją - tak jak my.

Porada druga - nie sięgaj po aparat fotograficzny. To zdecydowanie za duży wysiłek, zresztą komu chciałoby się zgrywać czy przesyłać zdjęcia z telefonu na komputer czy telefon? (No dobra, wiem, że tacy są, ale zdecydowanie nie niżej podpisana!) Rób foty telefonem i nie marnuj czasu na obrabianie ich, a najlepiej nie nakładaj też żadnych filtrów. Potencjalni followersi bowiem przejawiają, po pierwsze, żywsze zainteresowanie zdjęciami o lepszej rozdzielczości (co chyba nikogo nie dziwi), po drugie - najbardziej lubią, gdy zdjęcie jest przerobione, czasem nawet tak, że zupełnie nie przypomina rzeczywistości (tej namiętności do nieprzypominania rzeczywistości akurat nie pojmuję, ale też nigdy nie twierdziłam, że dobrze rozumiem psychikę większości bliźnich. Tak czy siak, dokonywanie przeróbek w jakichkolwiek programach graficznych jest mi mniej więcej tak miłe, jak praca w kamieniołomie). 

Porada trzecia - spamuj i milcz na przemian! W zachwycie górami, plażą czy jaskiniami wrzuć pięć, dziesięć, dwadzieścia zdjęć jednego dnia... a przez kolejne cztery nie wrzucaj nic zupełnie. Gwarantuję, że co najmniej kilku followersów zwieje, zniechęconych spamem (pff, nie potrafią docenić piękna natury!), a ci, którzy wytrwają przebodźcowanie, odobserwują Cię potem, na skutek późniejszego braku bodźców. Pilnuj też, żeby wrzucać zdjęcia wtedy, kiedy masz na to ochotę i poczujesz zew chwili, publikowanie bowiem w najbardziej popularnych godzinach (ponoć takie istnieją! zawsze, gdy o tym słyszę, myślę - "ale według jakiej strefy czasowej?") mogłoby Ci zwiększyć liczbę lajków, a tego przecież nie chcemy. 

Porada czwarta - czyli spam tymi samymi tagami. Skoro wszyscy mówią, że trzeba tagować, to ostatecznie zapisz sobie gdzieś kilka zestawów tagów do zdjęcia, kopiuj i wklejaj zawsze te same! W ten sposób nie tylko nie dotrzesz do potencjalnych odbiorców, bo popularność tagów się zmienia i gdy używasz ciągle tych samych, mogą one być już dawno „niemodne”, ale też upewnisz followersów, że niespecjalnie chce Ci się poświęcać zarówno czas, jak i starania, by do nich dotrzeć. (Ale za to masz poczucie, że nie musisz marnować przy wysyłaniu zdjęcia ani sekundy dłużej, niż potrzeba!)

Porada piąta... no dobra, wiem, że zwykle powinno być dziesięć, ale obawiam się, że zbliżamy się już do końca tej notki. W każdym razie wszystkie wyżej wymienione porady stosuję na moim instagramowym koncie regularnie i oświadczam uroczyście, że przy postępowaniu zgodnie z zaleceniami, brak instafejmu jest przetestowany i gwarantowany! 


PS Jeśli zaś pragniecie instafejmu, a nie chce Wam się na niego zapracować, poświęcając swój czas i wysiłek, by postąpić odwrotnie niż w powyższych poradach, to zawsze możecie kupić zarówno followersów, jak i lajki oraz komentarze. Tysiące użytkowników, które wybrało tę drogę do prezentów i zniżek od firm, nie może się przecież mylić!

PS2 Czyli na koniec na poważnie: pewnie, że fajnie byłoby dostawać prezenty czy zniżki, ale jeszcze fajniej jest - przynajmniej moim zdaniem - prowadzić swoje konto bez żadnych reguł, nie jako obowiązek do wypełnienia, tylko rozrywkę i pamiętnik. (Oszukiwanie natomiast w ogóle nie wchodzi dla mnie w rachubę i szczerze nim pogardzam.) Instafejmu może nie ma - ale za to da radę poznać sporo fajnych ludzi z całego świata i obejrzeć wiele pięknych zdjęć!

Komentarze

Popularne posty