Poniedziałek, czyli krótka notka pod wpływem chwili.

Mam dziś w sobie wewnętrznego kota. Jest zjeżony i prycha. 


Poniedziałek. Po-niedzieli. Koniec weekendu, koniec odpoczynku. Dźwięk budzika, oznaczający koniec wolności - bezlitosne wrzucenie w rolę Osoby Dorosłej, która ma Obowiązki. I nawet jeśli przyjemne - to ostatnio sam fakt, że trzeba gdzieś coś, że dotrzeć na czas na spotkanie, że zakupić to, załatwić tamto... jakoś mnie krzywdzi. Jest bowiem we mnie senność. Senność, powolność i rozwlekłość. Ciepłopuchatoszlafrokowanie, dopasowane idealne do aury za oknem (szarość). 


Jestem nadąsana. Przecież ja wcale nie chcę się ubierać. Chcę, w piżamie i szlafroku, zakopać się pod ulubionym kocem, pomarańczowym i puszystym. Czytać, czytać zachłannie, pożerać kolejne książki, nie ruszać się, za cały wysiłek mieć przewracanie ich stron. Pić herbatę, zajadać jeszcze ciepłe ciasto, wygrzebywać z puszki kolejne ciasteczka (to nic, do świąt jeszcze czas, upiecze się kolejną partię). 

A tymczasem poniedziałek. 

Wstańprysznicubierzsięzjedzśniadaniepracujćwiczpryszniczjedzlunchpracujzakupyspotkaniespacer. Organizuj, dziel, rządź, rób, zamawiaj, dyskutuj, decyduj...


Puenty brak. Chyba że uznamy za nią późną jesień. 

 

 



 

Komentarze

  1. To ja w każdy dzień roboczy, w zasadzie. Podejrzewam, że gdybym nie nienawidziła swojej pracy to byłoby trochę inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję... Trzymam kciuki, żeby coś się zmieniło!

      U mnie to - jak podejrzewam - kwestia, że od ponad 2 tygodni nie widziałam nawet jednego promienia słońca... w takich warunkach atmosferycznych chęć zagrzebania się głęboko w ściółkę, napchawszy brzuszek igliwiem, znacząco narasta ;-)

      Usuń
    2. A to swoją drogą, już od miesiąca potrzebuję sztucznego światła nawet w dzień. I tym większy wkurw na pracę, bo całe światło dzienne marnuję siedząc przy biurku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty