Taka tam codzienność, czyli WhatsApp i góry w czasach covida.

Nowa notka (o Paryżu) tak w ogóle jest już napisana, ale oczywiście muszę zrobić jeszcze drobny fact checking i dodać zdjęcia, w związku z czym od ponad tygodnia draft sobie leży odłogiem. Słusznie mówi mądrość ludowa, że 90% czasu zajmuje ostatnie 10% projektu. 


Poza tym znowu zdecydowanie mniej instagramuję, bo nie da się ukryć, że schemat za każdym razem jest ten sam: po dłuższej przerwie wchodzę tylko na kilka minut dziennie, po czym przez dwa-trzy tygodnie ten czas się wydłuża... aż kończy się scrollowaniem przez godzinę czy dwie. Ponoć wielu ludzi szuka na Instagramie inspiracji... cóż, jeśli chodzi o mnie, przeglądanie feedu zmienia mnie raczej w bezmyślne zombie; a im dłużej to robię, tym bardziej zanika mi jakakolwiek kreatywność i zostaje wyłącznie zmęczenie. Ciągle bawię się też myślą o usunięciu tego konta - ale z drugiej strony znajomi, PanOdFrancuskiego i konta yogowe, więc. (A tak swoją drogą jakaś alternatywa dla Insta, ktoś, coś?) 


Jednakowoż Marek Z., posuwając oficjalnie swą chciwość ponad wszelkie granice przyzwoitości, dał mi przynajmniej wreszcie solidnego kopa do ostatecznego pozbycia się WhatsAppa (FB usunęłam kilka lat temu). Gdyby ktoś też to planował, a podobnie jak ja cenił archiwizację, to polecam ten program do ładnego wyeksportowania sobie na PC całej historii chatów, wiadomości głosowych oraz zdjęć. 20 USD, szybko i sprawnie. Potem wystarczy już tylko delete account i - jeśli ktoś wciąż jeszcze jakimś cudem nie ma - install Signal (funkcjonalnie identycznie jak WA). 


Miałam dla Was też historyjki powiązane z tym, co usłyszane w lokalnym radiu, ale oczywiście teraz już nie pamiętam, o czym mówiono, a szkoda. Doprawdy nie wiem, jak zapamiętywać takie rzeczy gdy prowadzę, hm. 

Lockdown w Szwajcarii w każdym razie w pełni. Sklepy niespożywcze/nieapteki pozamykane, restauracje też, większość tras narciarskich/saneczkarskich też... ale na szczęście nie wszystkie, a śniegu Ci u nas dostatek nawet w miastach, w związku z czym w sobotę - pod błękitnym niebem i pełnym słońcem - zjechałam na sankach 2x po 8 km (900 m różnica wysokości) i wszystkie mięśnie bolą mnie jeszcze do dziś; cudownie było!       


           

Komentarze

  1. "Doprawdy nie wiem, jak zapamiętywać takie rzeczy gdy prowadzę, hm. "

    Ok, google - nowa notatka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie używam żadnych asystentów głosowych - nie lubię myśli o stale nasłuchującym telefonie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty