O tym, że życie już nigdy nie będzie takie samo.

Jedne z najwcześniejszych wspomnień, gdy jestem jeszcze całkiem malutka - Ty na czworakach na dywanie, zanosisz się udawanym rżeniem, ja galopuję na Twoich plecach, śmieję się radośnie.

 Albo gdy łapiesz mnie wpół i kręcisz się ze mną wkoło, jestem raz wysoko, raz nisko - nazywaliśmy tę zabawę "samoloty". 

Albo gdy zjeżdżamy razem na sankach z wysokich górek czy - podczas pobytów w Zakopanem - z Gubałówki. Siedzę bezpiecznie wtulona w Twoje ramiona, Mama drży, żeby nic się nie stało, a ja piszczę z radości. 

Siedzisz  przy moim łóżku i czytasz po raz n-ty ulubioną bajkę. Próbujesz lekko ją skrócić, ale ja natychmiast to wychwytuję i mówię "pomyliłeś się, Tatusiu, zacznijmy jeszcze raz!" (I tak, owszem, zacząłeś wtedy od początku - a to była naprawdę długa bajka...) 

Mam trzy latka i pod choinkę dostaję moje pierwsze "prawdziwe" narty - niebieskie w żółte gwiazdki (wcześniej miałam tylko takie króciutkie plastikowe, czerwone). Strasznie się cieszę. Następnego dnia - podobnie jak przez wiele kolejnych zimowych sezonów - budujesz dla mnie skocznię u stóp górki, na łące. Mama się niepokoi, ale ja szaleję z radości, a Ty dopingujesz mnie do każdego skoku.

Wracasz z półrocznego kontraktu z zagranicy (miał być dłuższy, ale nie dałeś rady dłużej bez nas wytrzymać) i przywozisz mi fantastyczne zabawki: szczekającego pieska na baterie, fermę z mnóstwem zwierzątek, Lego... (Wtedy jeszcze nie wiem, jak wiele wówczas warte były w Polsce dolary, za które kupiłeś tamte zabawki).

Zapisujesz mnie do pierwszej biblioteki publicznej w moim życiu. Do dziś wyraźnie pamiętam ten moment, gdy mnie tam zawiozłeś: to obezwładniające uczucie szczęścia i zachwytu: tysiące nowych książek do czytania, wszystkie dla mnie!...  

Gdy w Bułgarii znajduję na plaży szkielecik kraba i natychmiast nabieram przeświadczenia, że jeśli nastąpię na dno, to jakiś krab mnie na pewno uszczypnie - przez resztę pobytu "wchodzę" do wody, wyłącznie stojąc na Twoich stopach.   

Gdy wracasz z pracy, czekam na Ciebie na naszej ulicy, kilka domów dalej - żeby szybciej Cię zobaczyć. Gdy Cię widzę, biegnę do Ciebie, a Ty łapiesz mnie, podnosisz wysoko i przytulasz. To taki nasz codzienny rytuał.

Szkolny "kolega" atakuje mnie, gdy wychodzę ze szkoły. Jestem przerażona. Gdy dobiegam do domu, płacząc, natychmiast wszystko Wam opowiadam. Nauczyciele i dyrektor, z którymi rozmawiasz, nie robią absolutnie nic, żeby rozwiązać ten problem. Zatem w końcu to Ty czekasz na mojego "kolegę" i informujesz go, że jeśli jeszcze raz mnie dotknie, złamiesz mu rękę. (Nigdy więcej mnie nie dotyka).

Jestem nastolatką. Narzekam na siebie i pochlipuję, że jestem brzydka. Zapisujesz mnie na kurs modelek, żeby mi udowodnić, że jest inaczej. 

Leżę w szpitalu. Tylko przez parę dni, a zabieg nie jest groźny, ale codziennie w godzinach odwiedzin jesteście przy moim łóżku.

Spędzamy długie godziny na rozmowach. Masz świetną pamięć do wszystkich moich opowieści o przyjaciołach i znajomych, choć większości z nich nigdy nie widziałeś na oczy (czasy IRC-owe). Nigdy nie mylisz żadnych szczegółów, a Twoje poczucie humoru i zdrowy rozsądek przywraca nastoletnim dramatom właściwą miarę. 

Przyjeżdżasz odebrać mnie z imprezy - o drugiej, trzeciej, czwartej nad ranem... mimo że następnego dnia musisz rano wstać do pracy. (Wtedy wydaje mi się to oczywiste; docenię to dopiero po wielu latach, kiedy sama zacznę pracować). 

Płaczę i wrzeszczę, bo przecież świat jest okropny, a rodzice tacy źli, po czym biegnę do swojego pokoju i trzaskam drzwiami. Jak zwykle, już po pięciu minutach gorzko żałuję słów, jakie padły z moich ust, ale nastoletnia duma nie pozwala przecież pójść i przeprosić. Cicho pukasz do drzwi, a gdy zapuchniętym od płaczu głosem mówię "proszę", wchodzisz i mnie przytulasz. Bez słowa, bo przecież żadne i tak nie są tu potrzebne. (Nie zliczę, ile razy to było...)     

Gdy mam niespełna siedemnaście lat, pozwalacie pojechać mi na imprezę IRC-ową do innego, odległego o kilkaset kilometrów  miasta. Dumna z okazanego zaufania, robię wszystko, żeby go nie zawieść (na tym zresztą z grubsza polegało moje wychowanie - dopiero dziś wyobrażam sobie, ile musiało to kosztować nerwów Ciebie i Mamę). 

Zrównoważony i stabilny, rzadko kiedy się denerwujesz. Mama denerwuje się nieco częściej, ale z błahszych powodów. Jeśli dochodzi do tego, że to Ty na mnie krzyczysz, to wtedy wiem, że zdecydowanie przesadziłam.

Nie umiejąc gospodarować pieniędzmi, robię debet na koncie. Wysyłasz mi pieniądze na jego zlikwidowanie. 

Kiedy, po jednym semestrze, rzucam pierwsze studia (a zarazem jedyne z trzech, których nie ukończyłam), nie jesteś zadowolony -  ale płacisz i utrzymujesz mnie tam, wieleset kilometrów dalej, żebym nie musiała być daleko od chłopaka, w którym wtedy jestem zakochana. 

Urodziny, Dzień Dziecka. Gdy podrosłam, także Dzień Kobiet i  - gdy dotarł do Polski ten zwyczaj -  Walentynki. Później także rocznice ślubu i wesela. Zawsze o nich pamiętasz, zawsze dostaję od Ciebie życzenia, prezenty, kwiaty.  

Moje dzieciństwo, nastoletniość, wczesna dorosłość... zawsze jesteś po mojej stronie. Kochający, ufny - i silny; moje oparcie, opieka i ochrona. Gdy dzieje się cokolwiek złego, to dla mnie naturalne, że natychmiast dzwonię do domu. 

Zawsze najpierw próbujesz mnie zrozumieć, nawet wtedy, gdy robię coś głupiego. Nigdy nie słyszę od Ciebie, że "dziewczynki powinny/nie powinny..." albo "bo dziewczynkom nie wolno/nie nadają się do...", coś, co tak często (niestety!) słyszy wiele moich koleżanek. Wspierasz mnie we wszystkich planach. W ogromnej mierze to Tobie zawdzięczam, że jestem dziś taką kobietą, jaką jestem.

 

Kocham Cię, Tatusiu. 

Już zawsze będę za Tobą tęsknić. 

Komentarze

  1. Tak mi przykro. Mam łzy w oczach, tak pięknie napisałaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Sporo czasu musiało upłynąć, nim byłam w stanie w ogóle to napisać...

      Usuń
  2. przeczytałam tę notkę dwie godziny temu, ale nie byłam w stanie nic napisać. nadal nie umiem napisać nic mądrego, więc tylko tyle napiszę, że myślę o Tobie bardzo, bardzo ciepło. i ogromnie współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ściskam Cię ogromnie :* Wierzę, że kiedyś wszyscy spotkamy swoich bliskich. Że nie mówi się o ich w czasie przeszłym, że ciągle są. Fajnego masz więc Tatę - przykro mi, że teraz na zbyt dużą odległość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-* Też wierzę, że kiedyś się spotkamy...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty