Podsumowanie roku 2022
Skoro już tu na chwilę jestem - a wszyscy wiemy, że blog był w tym roku mocno zaniedbany - to, zgodnie z tradycją, jak w zeszłorocznej notce, podsumowanie z mojej osobistej perspektywy - w telegraficznym skrócie. (I nie, nic będzie nic o polityce, ekonomii, a zwłaszcza o wojnie; odmawiam. To będzie notka o dobrych rzeczach, dużych, małych i całkiem malutkich, bo właśnie takie są w tych czasach potrzebne. I już).
Nie wiem, czy i kto tu jeszcze się ostał i wciąż zagląda, ale, zaczynając od najważniejszego: jesteśmy wszyscy żywi i zdrowi, koty też (a Kot Najstarszy skończył był w październiku lat osiemnaście! więc to nie byle co).
Podróże tegoroczne... każda z nich zasługuje na co najmniej jedną oddzielną notkę, no ale. W każdym razie miałam okazję ćwiczyć zarówno mój francuski, jak i hiszpański (tak, kontynuuję naukę obu, bardzo regularnie - w międzyczasie dotarłam na poziom B1, celem jest oczywiście C2, tak jak w przypadku angielskiego i niemieckiego).
W lutym, zamiast wyjazdu w ciepłe, zdecydowaliśmy się (wreszcie!) na narty - czyli pobyt w St. Moritz: mnóstwo śniegu i słońce, a w bonusie zamarznięte jezioro. Oboje odświeżyliśmy zardzewiałe umiejętności i teraz mamy nowy problem świata zerowego - co robić zimą, narty czy podróż do ciepłych krajów?!
Ten wyjazd połączyliśmy też ze świętowaniem Walentynek (a zarazem kolejnej naszej rocznicy zaręczyn). Też w Ignivie, tak jak w zeszłym roku - bo właśnie w St. Moritz Andreas Caminada ma drugiego Igniva (z trzech szwajcarskich, ten trzeci jest w Zurychu). Gdybyście mieli okazję, to bardzo polecam. Idealne na wieczór z ukochanym człowiekiem.
Długie weekendy - w tym roku były trzy - spędziliśmy w dwóch miejscach, do których wracać bardzo lubimy (Paryż i Londyn) i w trzecim nowym: Como. W efekcie jestem w Como absolutnie zakochana: nie dość, że pięknie (wiadomo, góry i jezioro), że ciepło (no bo Włochy), że smacznie (j.w.), to jeszcze tanio (z perspektywy szwajcarskiej) i blisko - tylko 2.5h bezpośrednim pociągiem od Zurychu! (A jaką piękną biżuterię można tam kupić!!! A ubrania! I buty! I torebki! A jakie pyszne mają prosecco! A...)
Rocznicę polskiego ślubu i wesela spędziliśmy w małej, uroczej restauracji z przepięknym widokiem w Uster, a rocznicę ślubu cywilnego - w Positano. Był to dla nas zarazem - z okazji okrągłej rocznicy - bardzo romantyczny powrót w rejony naszego pierwszego wspólnego wyjazdu ever, czyli nad Zatokę Neapolitańską. Jedzenie było absolutnie obłędne, widoki rewelacyjne... tak, naprawdę powinnam napisać o tym oddzielną notkę.
Oczywiście w tym roku też machnęliśmy wyzwanie 26 szczytów (już po raz trzeci!) plus inne wypady w góry i nad jeziora; śmigaliśmy też po górach na włoskich wyjazdach.
Znowu przyjechała do nas w dłuższe odwiedziny moja przyjaciółka z mężem i córeczką - a że lato w tym roku było IDEALNE (tak, to pogrubienie i capslock muszą tu być!), wreszcie mogliśmy pokazać im Szwajcarię od najpiękniejszej strony. (Zaś wieczorami robić użytek z wygodnych krzeseł na tarasie, letniego ciepła, księżycowego blasku, szwajcarskich serów i doskonałych win, nazwożonych z różnych wypadów - i czekających na taką właśnie okazję!)
Długi urlop jesienny spędziliśmy na Dominikanie - pierwszy raz byłam tam, gdy jeszcze nie znałam A. i bardzo chcieliśmy pojechać tam kiedyś razem. Zdecydowaliśmy się na Bayahibe, zamiast Punta Cany - i mieliśmy niewiarygodne wręcz szczęście do pogody - bite dwa tygodnie wyłącznie słońca (co w październiku na Karaibach niekoniecznie jest gwarantowane - w tym roku jakieś 2-3 tygodnie przed naszym przylotem szalał huragan). Wykorzystaliśmy to w pełni zarówno w Bayahibe, jak i na sąsiednich wysepkach - nurkując, snorkelując, pływając, spacerując, podglądając ptaki, kraby i jaszczurki... Swoją drogą, nasze leniwe wakacje na plaży to jakimś dziwnym cudem zawsze co najmniej 20k kroków dziennie; i to się samo tak robi, człowiek nawet nie zauważa kiedy! A tymczasem w domowych pieleszach, podczas przerwy na lunch, zdecydowanie odczuwa się, że właśnie się robi spacer na 10k.
Jeśli chodzi o restauracje, to z pozaszwajcarskich najbardziej utkwiły mi w pamięci paryski "Granite" i "Casa Mele" i "Il Tridente" w Positano.
A co w tym roku nowego lub po raz pierwszy?
- zjechałam najwyżej umieszczonym "bobslejem szynowym" na świecie
- widziałam kraby pustelniki zmieniające muszle (jednego samotnego uratowaliśmy - najwyraźniej miał zbyt dużą muszlę, woda go z niej wypłukała i ją stracił. Leżał sobie w wodzie, narażony na słońce - a że biedak był dość spory, więc zostałby niechybnie szybko zjedzony. Na szczęście po jakimś kwadransie udało się znaleźć dwie muszle w, jak sie wydawało, odpowiednim rozmiarze. Gdy tylko je obok niego położyliśmy, błyskawicznie wskoczył do jednej z nich i się rozgościł. Przeniosłam go w zacienione miejsce, kilka minut tam odpoczywał, po czym oddalił się raźnym krokiem w kierunku swoich krabich spraw. Czy ja tu Wam w ogóle wspominałam, że uwielbiam kraby, krabiska i krabiki, że mam milion pięknych zdjęć tychże i doprawdy to mógłby być temat co najmniej kilku notek?)
- po raz pierwszy w życiu nurkowaliśmy w nocy; pobiliśmy też nasz własny dotychczasowy rekord głębokości, schodząc na 27 metrów; podczas nurkowania przy wrakach zwiedzaliśmy je w środku
- po raz pierwszy w życiu przeszłam niebieski szlak - był dość krótki, ale przeszłam cały! najwyraźniej mój lęk wysokości zmniejsza się z wiekiem, bdb
- piłam drinka przyrządzonego i serwowanego przez robota
- widziałam w Szwajcarii dzikiego żółwia i kilka zimorodków; było też w tym roku istne zatrzęsienie maleńkich kaczątek, łysątek i innego ptactwa wodnego
- widziałam wiele pięknych, a nieoglądanych wcześniej podwodnych istot - na Dominikanie; i nowe gatunki ptaków, jaszczurek i gekonów (no właśnie, tyle notek na ten temat by można, o samym nurkowaniu choćby...)
- pierwszy raz w życiu jadłam bliny z kawiorem (zawsze chciałam tego spróbować; w efekcie rozczarowanie, mimo że kawior był naprawdę dobry)
- pierwszy raz w życiu upiekłam rogale marcińskie (A. nigdy nie próbował, więc z myślą o nim)
- przeszłam ścieżkę Thrill Walk na Schilthornie, wykazując się zerowym lękiem wysokości
- wspinałam się na ściance w czujnikach i goglach VR - złudzenie wspinaczki na sam szczyt Matterhornu, całkiem przekonujące!
- byłam na przebieranej imprezie halloweenowej (i nieskromnie powiem, że zrobiliśmy furorę - ja jako Barbie, A. jako Ken)
- moje urodziny świętowaliśmy pakietem VIP do Cirque du Soleil ("Luzia")
- zostałam po raz kolejny ciocią (uwielbiam!)
- utknęłam - wraz z innymi pasażerami - w kolejce linowej, przez co przejechaliśmy wszyscy jej trasę dwukrotnie
- kupiłam sobie absurdalnie drogą opaskę do włosów (z kryształkami Swarovskiego), najdroższą ever - ale jest to w pełni usprawiedliwione, wyglądam w niej bowiem ślicznie (-:
I to tyle, co mi na szybko przychodzi do głowy. Nie wiem, jak często będę się tu zjawiać w 2023, więc niczego nie obiecuję. Z jednej strony mam chęć, by opowiadać o moich podróżach (a przecież gromadzi się tych nieopowiedzianych coraz więcej i więcej!); wiem też, że niektóre fakty z części notek o Szwajcarii się zdezaktualizowały (np. bankowość wygląda tu dziś znacząco lepiej niż jeszcze pięć lat temu) - a z drugiej, życie gna do przodu. A., rodzina, przyjaciele, znajomi; praca; podróże i wyjazdy weekendowe; czytanie i sport; nauka i relaks... Jakoś brakuje mi w tym wszystkim miejsca na bloga. (Ale przeczytanych w tym roku książek wciąż z Kindle'a nie usunęłam, łudząc się, że o nich napiszę - kto wie?)
A tymczasem - dobrego roku Wam wszystkim życzę! Zdrowia, szczęścia (w kwestiach dużych i w drobiazgach) i pokoju. Jeśli to mieć będziemy - damy radę ze wszystkim innym, zobaczycie. A jeśli Wy w to nie wierzycie - zostawcie to mnie, będę wierzyć za Was i za siebie, mam zasoby :-)
Dzięki za podsumowanie - absolutnie domagam się zdjęć krabów i jaszczurek oraz więcej szczegółów z wyjazdów. I o książkach.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zachęcenie, biorę się zatem za pisanie o książkach!
Usuńah, jesteś! <3 bardzo się cieszę, tęskniłam i brakuje mi Ciebie. wszystkiego pięknego Wam.
OdpowiedzUsuńDziękujemy - Tobie również! :-*
Usuńja też chcę zdjęcia krabów i więcej o wyjazdach, narobiłaś smaku!
OdpowiedzUsuńPostaram się!
UsuńMoże powinnaś napisać książkę o tych podróżach :)
OdpowiedzUsuńChyba nie jestem w stanie napisać żadnej książki...
Usuńwszystkiego dobrego w 2023, fajne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
Usuńnie mogę się podpisać, ale tu pea :)
UsuńOoo, jak miło, nie wiedziałam, że tu do mnie zaglądasz!
Usuń